Łzy Anioła cz. II
ala psychiatrycznego. Początkowo myślała, że żartuję, później nie chciała uwierzyć. Ostatecznie przytaknęła i zaczęła się fascynować moją historią. Przyjaciele zawsze przecież rozumieją, bo w nich jest nasze bliźniacze serce. Ono zawsze będzie skarbnicą sekretów i wiary. Gdy wychodziłyśmy z przyjaciółką ze szkoły obaczyłam Marcina. Był jakiś dziwny. Siedział pod pobliskim drzewem na zielonej trawce. Nie dało się z nikogo z nim pomylić. Płonące iskry w jego oczach były widoczne z daleka niczym znak drogowy. Pomyślałam wtedy, że to jest dobry moment by coś zrobić, coś zmienić. Bestia właśnie uspokoiła się i odpoczywała. Poprosiłam Dagmarę by chwilę na mnie poczekała a ja, sama nie wierzę, podeszłam do ludzkiego potwora. Żuł właśnie w zębach zielone źdźbło trawy i pluł naokoło zielonkawą śliną jakby to miał być jakiś protest przeciw wszystkiemu. Stanęłam przed nim, popatrzyłam chwilę by zastanowić się co w nim drzemie. Patrzył w całkiem inną stronę jakbym była niewidzialna. Wzięłam głęboki oddech i uwierzyłam w siebie. Odgoniłam strach jak najdalej od myśli. Powiedziałam:- Rozumiem, że możesz mieć jakieś problemy rodzinne, ale to chyba nie jest powód by wyżywać się na wszystkich.- Wyrzuciłam słowa w niebezpieczną przestrzeń, ale zależało mi by popłynęła z nimi chęć niesienia pomocy. Słowa te miały zachęcić Marcina do zwierzeń, a co za tym idzie, odkryć w nim tę drugą osobę. Wiedziałam, że ona istnieje. Wiedziałam w głębi duszy. Gdy spojrzał na mnie znów zobaczyłam te wielkie iskry w jego oczach, które płonęły, a za chwilę gasły. Przestałam się ich jednak bać sama nie wiedziałam dlaczego. To było nadzwyczajne uczucie jakby wewnątrz mego ciała utworzyła się jakaś tarcza ochronna. Wiedziałam wtedy, że mogę, że potrafię zwalczyć zło dobrem, a nawet powinnam to zrobić. Mówiło mi to cały czas serce. Nagle gorejące płomienie w źrenicach jego jakby się wypaliły, zgasły. Wiedziałam już, że będzie wszystko dobrze. Odpowiedział tylko:- Ty nic nie rozumiesz...- To może mi to wyjaśnisz? - Usiadłam obok niego na zielonym dywanie z trawy i mchu stając się oparciem. Wyciągnęłam ku niemu pomocną dłoń.- Tyle krzywd ci wyrządziłem, a ty chcesz ze mną rozmawiać?- Oczywiście, chcę zrozumieć twoje zachowanie. Poza tym każdy powinien wybaczać, bez wybaczania świat zalałby się nienawiścią.- Odkąd mój ojciec umarł i odkąd ciebie poznałem zaczęło się coś dziać ze mną dziwnego.- Co takiego?- Sam tego nie rozumiem, ale... weźmiesz mnie za wariata.- Nie, mów. Obiecuję, że nic takiego nawet nie pomyślę. Proszę, powiedz mi.- To dziwne, gdy tylko zapada zmrok, coś we mnie wstępuje. Nie wiem co to, ale ja już wtedy nie panuję w ogóle nad sobą. Jakaś obca wielka siła pomiata moim ciałem i każe mi cie zniszczyć.- Co? - Zabrakło mi powietrza w płucach. Ogarnął mnie strach.- Wiem, jestem wariatem, ale naprawdę tak jest. Trzymaj się lepiej ode mnie z daleka. - Marcin zniknął szybko pozostawiając mnie w głębokim szoku, owianą niechcianymi myślami.Dowiedziałam się od Dagmary, że tegoż właśnie wieczora jest organizowana impreza klasowa. Nie miałam ochoty na nią iść. Moimi myślami ciągle miotał Marcin i jego słowa. Strach znów zaskoczył moje serce. Przyjaciółka długo mnie jednak namawiała. Pomyślałam sobie, że może gdy się oderwę od tego wszystkiego, pójdę się zabawić to zapomnę o wszystkim, odegnam lęk od siebie choć na chwilę. Zgodziłam się w ostateczności ku wielkiej radości Dagmary. Rodzice mi pozwolili na nią iść gdyż nigdy nie bywałam nocą poza domem. Poza tym mało ich obchodziło moje życie i to, co robię. Mieli dość własnych problemów. Czasami miałam wrażenie, że żałują tego, że zdecydowali się na dziecko, ale tak mi się tylko wydawało momentami. Przygotowując się na wielkie wyjście szukałam zgubionego kiedyś kolczyka. Zaczęłam przewracać wszystkie rzeczy w pokoju. W końcu nawet zaczęłam buszować we własnym łóżku wywracając całą pościel do góry nogami. W