Łzy Anioła cz. II
pośpiechu, gwałtownym ruchem chwyciłam poduszkę w rękę, a spod niej wypadł różaniec wprost na podłogę. Przypomniałam sobie o Bogu, tak często o nim zapominacie w codziennym życiu, a on wciąż was obserwuje w każdym momencie i z pewnością jest zawiedziony. Mi również przez chwilę było wstyd, że zapomniałam o nim, o chodzeniu do kościoła, odstawiłam go na boczny tor. Różaniec w świetle wpadającego przez okno słońca mienił się tysiącem barw, a przede wszystkim świecił się nadzieją, którą zawsze mi dawał. Był on z takich małych, szklanych koralików. Przypomniałam sobie, że odkąd otrzymałam go od babci nie mogłam się z nim rozstać. Wierzyłam, że on mnie uchroni od złego. Spałam mając go pod poduszką jak najdroższy amulet i nie zasypiałam bez modlitwy. Ona miała mnie chronić. Przed oczami stanęło mi całe moje życie, wszystkie wspomnienia, wszystkie łzy. Wzięłam do ręki różaniec i zaczęłam się modlić. Nie chciałam by Bóg się na mnie zawiódł, a ja go zawiodłam. Dobrze, że On jest miłosierny i wybacza wszystko, trzeba tylko żałować. Ja żałowałam. Klękłam przed obrazkiem z pierwszej komunii przedstawiającym Jezusa z wielkim gorejącym sercem. Już wiedziałam, że Pan mi wybaczy, Jego serce jest przecież pełne miłości i nie potrafi odtrącić nikogo. Szeptem powtarzałam patrząc się prosto w jego oczy: Wiesz, że cię kocham Paniechoć czasem sama zapominamchoć często myśli oplatam gęstą mgłąchoć słowa lekko rzucam w wiatr żalui tworzę drogę życia z własnych łez.Wiesz, że cię kochamchoć uczucie drzemie w martwym sercuchoć dusza czasami krzyczy coś innegochoć nie potrafię przekonać o tym sumieniai sama nie mogę w to uwierzyć.Wiesz, że cię kochamchoć dni przemijają nasiąknięte złemchoć pamięć obleka się okrucieństwemchoć gwiazdy ukrywają w blasku kłamstwai księżyc nawet świeci fałszywością.Wiesz, że cię kocham,wiesz, że ufam tobiei po cichu oddaję ci wszystko.Nie zapomnij nigdychoćby umarł światchoćby oczy me mówiły inaczejchoćby miłość przestała istnieć. Odtąd to była moja częsta modlitwa. Spisałam ją właśnie w takiej formie i drzemała odtąd w szufladzie. Znał ją tylko Bóg. Szeptałam ją myślami tylko ja. To była nasza rozmowa. Między moimi słowami usłyszałam z kuchni kolejną kłótnię moich rodziców. Nie zdziwiło mnie to zbytnio, to co dla innych wydawałoby się niepokojące, dla mnie stało się codziennością. Przyzwyczaiłam się do tego. Ze wszystkim można się stopniowo pogodzić. Z wolą Bożą także. Kiedy już sami nie wiecie co począć ze swoim życiem, często sami w ostateczności powierzacie je Panu. Wiecie w głębi ducha, że On będzie zawsze chciał dla was jak najlepiej. Ja również tak zrobiłam i przestałam się bać kolejnego dnia. Zaufałam Bogu. Zaniepokoiło mnie jednak trochę to, że mama nagle zdenerwowana, w pośpiechu wybiegła z domu bez słowa trzaskając drzwiami. Pomyślałam sobie wtedy, że pewnie ma jakieś swoje humory. Moi rodzice często tak mieli, zmieniali swoje zachowanie z minuty na minutę. Raz byli mili, spokojni, a za chwilę awanturowali się o nie wiadomo co. Nigdy nic bardziej mnie nie bolało niż to, gdy ojciec był dla mnie miły, rozmawiał ze mną spokojnie, zdobył moje zaufanie, a za chwilę krzyczał na mnie, że czegoś nie zrobiłam w tak okrutny sposób wyrywając z serca całe zaufanie, które tak trudno było mi zbudować. Coraz bardziej cierpiałam, bo to zdarzało się cały czas, zdobywał zaufanie i je zabierał w kółko. To tworzyło rany na psychice do tego stopnia, że już nie potrafiłam mu po prostu zaufać, bo wiedziałam co będzie za chwilę. Bałam się nawet odezwać do niego. Człowiek jest zmienny, niestały w swoich uczuciach, a to niekorzystnie wpływa na drugie osoby. Okrutne uczucie spotykało mnie również wtedy gdy matka powtarzała mi, że mogę na nią liczyć, że zawsze mi pomoże, a gdy potrzebowałam pomocy, ona zbywała mnie w bezlitosny sposób. Nie róbcie proszę nigdy drugiej osobie złudnych nadzi