LONDYŃSKIE CLINERKI CZ .6 ( OST)
Moja przygoda ze sprzątaniem w Londynie trwała naprawdę krótko. Jest tam wiele Polek, które robią to latami i pewnie mają więcej takich niespotykanych historii… Wiele pań tak zaczyna robić tam karierę, inne w ten sposób znajdują męża, jeszcze inne poniżają się sprzątając nago lub w bieliźnie. Tego akurat opowiedzieć nie mogę z własnych doświadczeń, ale zapewniam każdego kto nigdy nie był w Londynie i nie szukał tam pracy, że Polek o takich skłonnościach do łatwych pieniędzy jest mnóstwo….
Nie jest to czas ani miejsce żeby rozliczać moralność kobiet z kraju nad Wisłą, które w taki czy inny sposób zarabiają na wyspach. Niestety smutne to, ale nie będziemy osądzać, czy sprzątanie nago jest poprawne, w sumie za godzinę można dostać około 20 funtów, może niektórym się opłaca…
Ja miałam mniej za godzinę, ale pamiętam tez sytuację kiedy to sama musiałam ściągnąć trochę ubrań, by wyjść cało z sytuacji. Otóż moja ostatnia historia, którą chcę się podzielić miała miejsce w centrum Londynu, bardzo blisko chińskiej dzielnicy, gdzie to właśnie jest mnóstwo obywateli tegoż kraju. Oczywiście z aparatami.
Więc pewno popołudnie idę do biura, gdy już nie ma tam pracowników. Właściwie jest to piątek wieczór. Kiedy juz wszyscy pracownicy korporacji wyszli na piwo, wchodzę do biura, jak zwykle i ostatecznie zaczynam sprzątać.
Malutki aneks kuchenny zazwyczaj jest czysty, trzeba tam tylko umyć kubki, robię to, po czym w zlewie zostaje mi mnóstwo piany. Jak już podkreślałam wcześniej leniwa jestem jak najleniwszy leniwiec więc postanawiam puścić gorąca wodę z kranu, żeby piana sama spłynęła, a ja idę odkurzać. Zawsze to szybciej i potem ja będę mogła tak samo jak pracownicy korporacji wyjść na piwo. Odkurzam może z dziesięć, minut po czym słyszę ostrzegawcze piknięcia, których nigdy wcześniej nie było …. Nie musiałam długo się zastawiać co to takiego , gdyż zaraz włączył się alarm przeciwpożarowy. Wyje tak niemiłosiernie chwile, rzucam odkurzacz i biegnę po telefon, gdy trzymam go w ręku i chce zadzwonić do szefowej zdaje sobie sprawę z niewiele mi pomoże, co najwyżej zdenerwuje się tylko, podchodzę do jednego z biurek i szukam numeru do właściciela biura. Chwilę to zajmuje, pamiętam jak on ma na imię, ale jestem zdenerwowana, wszystko jakoś ciągnie się niemiłosiernie i w tym momencie, w malutkim aneksie kuchennym, który ma może z 2 m kwadratowe włączają się spryskiwacze. Ale na litość boską trzy, w takiej malutkiej kuchni włączają się trzy spryskiwacze. Ne muszę chyba mówić, że po dwóch minutach było już tam wody po kostki, a po czterech sięgała do połowy łydki. Od razu pomyślałam o tym, że karpet na pewno jest do wymiany i zapewnie szafki kuchenne także. A biuro było oddane do użytku może miesiąc wcześniej. Dodzwoniłam się w końcu do właściciela biura… Odebrał, ale słyszałam tylko urywki słów, pytał, czy ma wezwać ochroniarzy, bo włączył mu się alarm i czy aby na pewno nie potrzebuję pomocy…. Odpowiedziałam, oczywiście iż nie potrzebuję niczego, tylko włączył się alarm przeciwpożarowy. Żeby jak najszybciej podał mi kod. Zanim zrozumiałam i wpisałam go w tym pisku wyjącego alarmu minęła chwila. Woda przestał się lać, w biurze zapanowała cisza.