Łzy Anioła cz. II
ei. Takie kłamstwo bardziej boli niż okropna prawda poznana na samym początku. Nieludzkim jest dawanie czegoś i odbieranie, a w szczególności zaufania. Ten różaniec, który z hukiem upadł na podłogę musiał być znakiem z nieba, ostrzeżeniem, a może Bóg próbował mi przypomnieć o sobie. Tak było. Trzask drzwi spowodowany szybkim wyjściem mojej mamy zatrząsł całym moim ciałem aż serce zamarło. Te wszystkie znaki z nieba zwiastowały nieszczęście, a ja zignorowałam je. Nie ignorujcie nigdy najmniejszych znaków od Pana. Nie chodzi tu o zabobony typu rozsypana sól czy stłuczone lustro, nie przechodźcie obojętnie obok krzyczącego sumienia i strachu w sercu. Później się dowiedziałam dlaczego matka tak szybko wyszła. Okazało się, że babcia gorzej się poczuła, ale dowiedziałam się o tym ostatnia i to w bardzo nietypowy sposób. Musiałam przejść wiele by się o tym dowiedzieć. Są drogi przez które iść nie chcemy, są drogi przez które przejść musimy choćby prowadziły przez piekło. Chciałam uciec od problemów, chciałam zamknąć je za drzwiami mojego domu, a to był błąd. Od nich uciec się nie da. Wsiadłam w autobus i pojechałam na tą imprezę klasową z nadzieją, że będę się świetnie bawić. Życie mnie nauczyło jednak, że niczego nigdy nie można być pewnym, a na pewno nie przyszłości. Możemy się jej jedynie domyślać, wyobrażać sobie, ale dlatego właśnie życia nie można sobie zaplanować. Wszystko się zmienia z dnia na dzień wbrew naszej woli. Ja zupełnie się nie spodziewałam, że tego właśnie dnia będę błąkać się na granicy życia i śmierci. Świat zaskakuje coraz bardziej. Przeżyłam chyba wszystko co najgorsze do przeżycia, nie, nigdy nie wiemy co gorszego może nam przygotować los. To źli ludzie sprawiają, że wszystko jest takie nieprzewidywalne, ale jednego można być pewnym: nic nie będzie dobre do końca. To było straszne przeżycie. Serce omal ze strachu nie pękło. Serce jest jak pałac szklany, gdy pęknie, nie można go tak szybko i łatwo naprawić. Co innego gdy ktoś ma serce z kamienia- żadna siła go nie zniszczy. Miałam spotkać się z Dagmarą na miejscu, tak bardzo żałuję, że akurat w tej chwili jej nie było ze mną. Może by mnie nie obroniła, ale byłaby ze mną i ocaliła moją samotność w umieraniu. Było ciemno. Gwiazdy na niebie posypały się jak brokat i migały jak szalone jakby chciały mi coś powiedzieć. Podziwiałam ten krajobraz zmierzchu gdy wysiadłam z autobusu. Ogarnął duszę lęk. Rozejrzałam się. Nie było nikogo, ani jednej żywej duszy. Pomyślałam, że może to przez tą pogodę, która znacznie się pod wieczór pogorszyła. Zrobiło się chłodno. Zimny wiatr owiał całe moje ciało rozsypując na nim ciarki zimna. Zastanawiałam się chwilę czy to strach czy poczucie zimna. Rozejrzałam się jeszcze raz wokół i ruszyłam przed siebie. Przechodziłam przez pustą ulicę gdy stało się coś strasznego. Zza zakrętu wyjechał z piskiem opon jakiś czarny samochód. Jechał szybko wprost na mnie, nie miałam czasu nawet złapać powietrza ani pomyśleć co się dzieje. Pędził jak szalony, było tak ciemno, że nie widziałam ani jaki to samochód ani rejestracji, ale w pewnym momencie dostrzegłam za kierownicą Marcina, jego oczy płomienne paliły się tak mocno, że wyróżniały się z daleka na całym czarnym tle nocy. Było za późno, zobaczyłam ten ogień zła sekundę przed tym jak samochód z wielką siłą uderzył we mnie. Nie miałam szans nawet uciekać, to była próba zabójstwa z premedytacją. Nic już od tego momentu nie pamiętałam tylko te mocne uderzenie, wielki huk, moje ciało jak marionetka wypchana odfrunęła daleko na chodnik. Samochód odjechał. Straciłam przytomność, leżałam cała zakrwawiona bezwładnie. Po chwili jakiś kierowca zatrzymał się i wezwał karetkę. Myślałam, że umrę, że to koniec mojej życiowej wędrówki. Bóg mi nie dał odejść, zawarliśmy przecież umowę. Nie byłam świadoma co się dzieje, byłam tot