Klątwa Miłości Prolog-III
- Panią także, panno Elizabeth. – odpowiedział.
Spoglądaliśmy na siebie. Po chwili ojciec wziął naszego gościa pod ramię i zaczął opowiadać mu o jakiś taktykach wojennych.
Mój ojciec, generał Raider dowodził wojskiem. Choć był to jego zawód , traktował to raczej jak hobby. Miał pełną bibliotekę na temat takich właśnie spraw.
Gość wraz z ojcem udał się do salonu. Kiedy przysiedli na kanapie, przerwałam na chwilę i zaproponowałam, że przyniosę herbaty. Panowie chętnie przystali na tę propozycje. Wymknęłam się do kuchni. Czekała tam już moja matka, która wypytywała się mnie o nową osobę w salonie.
- Widziałaś majora.
- Oczywiście. – siląc się, aby nie słychać było w nim pogardy.
- I co ???
- Nic. To jest normalny człowiek, tak jak ty, tata, czy ja.
I wymaszerowałam z kuchni z tacą, na której znajdowały się trzy filiżanki, czajnik z parującą cieczą i ciasteczkami. Kiedy weszłam nowo poznany mężczyzna od razu uwiesił na mnie spojrzenie. Oblałam się delikatnym rumieńcem i rozlałam herbaty. Potem zaczęli rozmawiać. Co jakiś czas wtrącałam swoje 3 grosze.
Nie byłam jak większość kobiet w tych czasach. Nie kryłam się z tym co myślę i uważam. Kobiety w XIX w. nie miały nic do gadania. Podlegały mężczyźnie. Ja chyba byłam jedynym wyjątkiem. Ojciec mnie traktował jak syna, którego nie miał. Nie raz pytał mnie o uwagę co do danego pisma lub rozporządzenia a ja mu zawsze pomagałam.
Po jakieś chwili musiałam przeprosić panów i udać się na spoczynek. Wtedy ojciec stwierdził, że jest naprawdę późno i że mam odprowadzić gościa do drzwi. Zdziwiłam się choć nie okazałam tego po sobie. Tym zajmował się lokaj nie ja, lecz musiałam wykonać rozkaz ojca, który w tym domu wydawał takie rozkazy jak na wojnie, a nie spełnienanie ich to jest jak zbrodnia.
Wstałam z kanapy, przygładziłam suknie i odmaszerowałam razem z nowym gościem do drzwi.