Opowieść Ariany
Zakon naucza nas, że to sam Stwórca karze grzeszników. W swym świętym gniewie, przywołuje prastare demony, zwane „Krukami”. Głoszone przez kapłanów kazania, przekazywane są z ust do ust przez prostych ludzi, zaś każdy z nich, dodaje do nich coś od siebie. Docierając do uszu bardów, teza ta, stała się niemal legendą. Opowieść , przybierała na mocy od wielu stuleci, aż jej bohaterowie zostali wyniesieni niemal do rangi bogów. Usłyszeć można było również wersję, wedle której, były to plugawe potwory. Budzące przerażenie, wynaturzone monstra, mordujące ludzi według własnych, niespisanych praw, posądzano o wszelkie plagi i nieszczęścia, dotykające ludzkość.
Jako pierwsza upadła Stolica Królów – serce ludzkiego państwa. Było to pierwsze zdarzenie, z którym powiązano mistyczną moc Stwórcy. W ślad za nim, powstały bogobojne kulty, oraz sekty, obiecujące obłaskawienie rozjuszonego Boga. Gdy zauważono, że fanatycy religijni nic nie wskórali, poczęły pojawiać się spięcia na tle rasowym. Spalone wsie zamieszkiwane przez niewielkie grupki elfów, zawalenia kopalni krasnoludów, masowe mordy popełnione na ludzkich obywatelach, wszystko to doprowadziło do powolnego upadku gospodarki. Coraz częściej tłumiono bunty chłopskie. Coraz częściej napadano na nieliczne karawany zaopatrzeniowe. Coraz częściej można było usłyszeć pytanie: gdzie jest król?
I wtedy Kruki się objawiły. Mężczyźni i kobiety, szlachcice i żebracy, wojownicy i magowie, poświęcili własne życia, by naprawić szkody, za które byli odpowiedzialni. Niestety, było już za późno. Zdeprawowana ludność wymierzała cios, za ciosem w kierunku niedoszłych zbawców. Widząc, że nie mogą spodziewać się niczyjej pomocy, a zło, które przyzwali w zamierzchłych czasach wyrywa się spod kontroli, zdecydowali się na ostatni, rozpaczliwy zryw. Ruszając nieliczną grupą do Stolicy Królów, zażegnali kryzys, jednakże, za jaką cenę?
Podobno, wszyscy zginęli, ratując świat. Podobno, wrócili w zaświaty, gdzie zmierzyli się ze Stwórcą. Podobno, nigdy nie istnieli. Niewielu ludzi zna prawdę, a Ci, którzy do nich należą, pilnie jej strzegą, by nie została wykorzystana w nieodpowiednich celach. Jestem jedną z nich. Zwą nas Krukami, lecz tak naprawdę, nic o nas nie wiedzą. Wierzą w to, w co chcemy, by wierzyli, lecz dla niektórych, nasza śmierć wciąż jest zagadką godną odkrycia. Jesteśmy wartownikami. W zapomnieniu pełnimy nasz obowiązek. Mimo, że jest nas niewielu, trzymamy straż, na wypadek, gdyby nasza przeszłość dała o sobie znać… Na imię mi Ariana. To moja opowieść.
***
W wąskiej, mrocznej, oświetlonej zaledwie kilkoma pochodniami komnacie stała grupka szepczących ludzi. Z postawy, oraz nerwowych ruchów, widać było, że czegoś oczekują. Po kilku minutach napięcia, do pomieszczenia wmaszerowała dwójka zakapturzonych postaci. Wyższa z nich, mocno zbudowana, z rysującymi się na tle wilgotnej peleryny mięśniami wyraźnie była mężczyzną. Odrzucił kaptur, po czym spojrzał na towarzyszącą mu osobę. Była sporo niższa i tak szczupła, iż mogło się wydawać, że byle podmuch wiatru jest w stanie wyrządzić jej krzywdę. Jak w poprzednim przypadku, tutaj, nasączony deszczówką materiał opinał się nie na mięśniach, lecz na biuście. Gdy lekko się obróciła, płomień pochodni zalał jej twarz ciepłym światłem. Rude, niemal czerwone włosy, okalały szczupłą twarzyczkę o wąskim nosie i wielkich zielonych oczach. Uśmiechnęła się z dumą w oczach, obserwując stojącą przed nią grupkę.
- Więc to są nowi rekruci? – zapytał barczysty mężczyzna. Głos miał pewny, a postawę szlachecką. Widać było, że przywykł do wydawania rozkazów.