Kehrseite

Autor: Leon
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Według Pascala „Człowiek to trzcina, ale trzcina myśląca”. Wole wersję, że człowiek to potwór utożsamiany z istotą nad zwierzęcą. Włada on światem, którym został obdarowany, nie rozumiejąc jego mechanizmów. Wyobrażają sobie, że będzie lepiej. Chyba. Zasnąłem przy włączonym na brytyjskich serialach telewizorze. Przystojny aktor właśnie uciekał wraz z młodą murzynką wąskim korytarzem między rurami goniony przez nieznane widmo, broniąc się błyszczącą niebiesko rurką. Kot spał rozciągnięty pod telewizorem. Pusty talerz po zupie i zakorkowana ponownie butelka dawały mizerne pojęcie, jakie wydarzenia miały miejsce przed zaśnięciem. Powodem przebudzenia, jak zawsze bywało, był telefon. Zadzwonił po raz trzeci, nim raczyłem sięgnąć słuchawkę. Nie mówiłem „Halo” „Słucham” „Tak”. Tylko jedna osoba dzwoniła pod ten numer.

Komputerowa symulacja lektora zaczęła sztywnym, cybernetycznym głosem czytać wpisywane w okienko informacje, która została zapętlona trzy razy dla pewności, że wyłapie wszystkie szczegóły. „Osiedle Leśne, Wierzbowa Sześć, drzwi frontowe otwarte”. Po trzecim razie rozległo się kliknięcie i dźwięk urwanego połączenia. Rozbudzenie się zajęło trochę czasu, mimo kawy. Ograniczyłem się do sprawdzenia godziny na kuchennym zegarze oraz przemycia twarzy. W żadnym wypadku, nie uznawałem się za ładnego. Po prostu woda pozwalała uwidocznić najgorsze omamy w skórze i człowieku. Potwory przed wyruszeniem w świat zawsze poprawiają swoje oblicza, by wydawać się straszniejszymi. Mi wystarczał tylko kran i dłonie. Paskudny kapelusz na głowę, czarna lekarska torba ze skóry w dłoń. W drzwiach, o której ten autobus nocny, co zawsze hałasuje pod kamieniczką. Za siedem szósta. Więc na przystanek.

Poranne (lub nocne jak kto woli) autobusy mają w sobie urok łąki z kwiatami wypełnionej wielkimi kombajnami. Widuje się tu ludzi podróżującymi do pracy lub z niej, z racji, że w sąsiedztwie stoi wielka fabryka. Były dziwki, które wracały do swoich mężów. Byli ludzie śpiący na siedzeniach po całonocnej walce z butelkami. Był pan kierowca, wyraźnie rozgoryczony przymusem jechania o tej porze. Byłem też i ja, wyglądający jak szkaradny relikt epoki modernizmu z zbyt młodym nadzieniem na to. Automat wydał resztę z piątki, wypluwając bilet i kilka jedynek i dwójkę. Nieliczne naklejki informowały o zagrożeniach jak zmiażdżone palce, młotek do awaryjnego wybijania szyb, gaśnica, aktualna trasa wyświetlana na ekranie LED, regulamin, taryfy biletowe oraz reklama mebli „Krzyś” z wielkiej fabryki. Było tego wystarczająco wiele, by móc tutaj przynieść kibelek i mieć co czytać całe posiedzenie. Poranne radio grało miłą momentami dla uchu muzykę, jeszcze nie przerwaną wiadomościami o wypadkach, gwałtach i porwaniach. I o polityce. Podobno inteligentny człowiek rozumie i umie wyrazić się w tematach politycznych, jak władza i kto nią obraca. Moja ograniczała się, że wiem, kto jest prezydentem. W większości większych krajów. Pozostałe informacje w miarę regularnie uaktualniałem poranną gazetą.

Kolejni ludzie opuszczali i wchodzili. Czasem ładniejsi, częściej identycznie naznaczeni różnymi ułomnościami w wyglądzie. Osoba obojętna, jak ja, jeśli wada byłaby mało proporcjonalna do sympatii pozwoliłaby sobie na nawiązanie romansu. Ale piętno gorejącego kwasu dało mi niemożliwość zbliżenia się do innych osób poza przechodzeniem, oddychaniem tym samym powietrzem w celu umożliwiania przerwania tego, co mnie łączyło z nimi. Byłem tylko człowiekiem. Dzwonek przerwał rozmyślania bez kawy. Leśne. Tu wysiadać. I udając się do drzwi, wcisnąłem zielony przycisk, a drzwi rozchyliły wypuszczając mnie w jaśniejący i rozkwitający dzień. Idąc po czerwonym chodniku obserwować dało się małżeństwa, budzone budzikiem, jakie pośpiechem walczyły o wyjście do pracy, odwiezienie dzieci. Stanowiło to obraz typowo amerykańskiej sypialni pozamiejskiej, gdzie po pracy i szkole przyjeżdżało się do swojej zamkniętej, ciasnej twierdzy, i zjadało taką kolacje jak moja. W weekendy w sąsiedzkim gronie dzieci bawiły się, starsze rumieniły do siebie nieśmiało a ich rodzice między kolejnymi porcjami spalonego mięsa i butelkami piwa okraszonymi wódką dyskutowali na ważne tematy. Bukowa, Lipowa, Kasztanowa. Można by pomyśleć, że ludzie są szczęśliwi. Odgrywając społeczne role w zamkach z alarmami, które chroniły ich prywatność przed aspektami „innych, obcych”. Wierzbowa. Że do ich pałacu nie idzie się włamać. Są bezpieczni, srebrna i złota biżuteria zamknięta w sejfach, pieniądze w kasetkach. Drogimi kosmetykami tylko się może połasić ukraińska pokojówka, za co wyleci za drzwi, chociaż jest kochanką męża. Dwa, cztery, sześć. Że ich drzwi zawszę będą zamknięte przed obcymi. Klamka nie stawiała oporu, tak jak mi zapowiedziano.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Leon
Użytkownik - Leon

O sobie samym: Nie lubię swojego życia. Pisać też nie lubię, a jak coś piszę to to kasuje. Miewam błyskotliwe cytaty.
Ostatnio widziany: 2023-02-01 17:38:28