"Jak zostałem mężczyzną"

Autor: Maryjusz70
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Ważyłem wtedy jako przeciętnej postury trzecioklasista tyle co dobrej wagi kogut. Na serio około trzydziestu kilogramów. Wystarczyło. Następca produktów przedwojennej fabryki Posagu Siedmiu Panien, powolutku zatrzymał się, najeżdżając jedynie fragmentem przedniego koła na jeden z pszenicznych snopów, niewzruszenie capkując sobie z komina swoim cap, cap, cap.

 

Napięcie opadło. Wszyscy odetchnęli z ulgą, a po chwili rozpoczęła się głośna kłótnia pomiędzy dorosłymi uczestnikami zdarzenia, której znaczenia i sensu już nie rozumiałem stojąc ciągle oniemiały z wrażenia i radości na sprzęgłowym pręcie.

- Wiedziałem, że sobie poradzi ! - zakończył rodzinną dyskusję dziadek trzymając się pod boki, a ja poczułem się bardzo dumny ze swego wyczynu. Poczułem, że sobie poradzę z kolejnymi męskimi wyzwaniami. Mimo wielkich lęków i niepewności. Mimo tego, że radził sobie będę sam. Samiutki. Walcząc ze sobą i swoimi strachami.

 

Później już było lepiej. Wydawało mi się, że lepiej. Traktor zmienił się na nowoczesny model Ursusa C-330, do którego sprytny wujek dorobił wypasioną, oszkloną kabinę. Jako przyszły uczeń ostatniej klasy podstawówki moje umiejętności prowadzenia rolniczej maszyny zostały na tyle udoskonalone, że mogłem jeździć traktorem podczas wakacyjnych żniw.

 

Prace na wsi są najróżniejsze. Te najbardziej żmudne i znienawidzone przeze mnie to pielenie grządek, zbieranie truskawek, obieranie zeszłorocznych ziemniaków z młodych pędów i oczywiście ta najbardziej przykra śmierdząca robota ... Naprawdę śmierdząca. Zbieranie krowich kup z łąki, aby jak mówiła babcia, miejsce na świeżą trawę się nie marnowało.

Gdyby biedaczka wtedy wiedziała, że te wszystkie soczysto-zielone i ziejące ferią kolorów łąki zamienią się za kilkanaście lat w zielonkawo-szarą bezładną masę ugorów, pewnie załamałaby ręce i rozpłakała się wycierając kąciki oczu końcówkami zawiązanej pod brodą chustki. Chustki, która przypominała łąkę tuż przed wiosennym koszeniem. Chustkę z zielonym obrąbkiem, w piękne różnokolorowe kwiaty. Chustkę widoczna z daleka, ale zupełnie niepotrzebną, bo nie pozwalała ujrzeć w pełnej krasie jej pięknych, długich, kruczoczarnych włosów.

Wtedy tego nie wiedziała i z wrodzoną sobie pieczołowitością uczyła mnie wyskrobywać motyką z murawy krowie placki, które następnie przy pomocy szerokiej łopaty ładowaliśmy do taczek i wysypywali na podwórkowy gnojnik. Odbywało się to w towarzystwie głośno bzyczących i zezłoszczonych zielonkawych, błyszczących much, które z dezaprobatą przeszkadzały nam w pracy, starając się uniemożliwić kradzież ich tygodniowych zapasów pożywienia. Krowie placki bywały różne. Te dłużej leżące były najłatwiejsze do zebrania. Ich wysuszona struktura pozwalała na łatwe umieszczenie ich w taczkach. Z tymi, które niedawno opuściły swoje nosicielki było znacznie trudniej. Ich rzadka konsystencja powodowała, iż niewprawionemu zbieraczowi często rozlewały się na boki łopaty, opadając z głośnym plaśnięciem na trawę. Powodowało to konieczność zbierania ciemnobrązowej substancji jeszcze raz i jeszcze raz. Wszystko to przy głośnym akompaniamencie stad skrzydlatych owadów i charakterystycznym naturalno-swojskim aromacie.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Maryjusz70
Użytkownik - Maryjusz70

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-11-01 17:41:22