Hala Numer Pięć
Zabiję ich, zabiję oboje, pomyślał.
Czuł, że to nie są tylko słowa rzucane na wiatr, że jest w stanie zrealizować
swoje zamiary.
xxx
- MAKS! – do uszu fotografa znowu
dobiegło nawoływanie jego imienia, tym razem krzyczał chłopak. Ręce na aparacie
jeszcze bardziej zaczęły mu się trząść.
- Kurwa, teraz to na pewno zrobię masę
wspaniałych zdjęć. – syknął przez zęby do siebie. Odwiesił aparat na szyję i
odpalił latarkę. Szedł wolno podświetlając sobie drogę. Był już w nie jednej
takiej fabryce i wiedział, że wystarczy chwila nieuwagi, żeby złamać, albo
skręcić sobie nogę. Idąc zastanawiał się, czego chcą te dzieciaki, ale
wiedział, że i tak ma to w dupie. Szedł i przeklinał je w myślach. Te ich
krzyki wyprowadzały go z równowagi, do tego jeszcze ta postać. Rozsądek
podpowiadał mu, że to było tylko przewidzenie, mimo to się bał. Był w ciągu
ostatnich dwóch miesięcy w dziesięciu opuszczonych fabrykach w całym kraju.
Wydawało mu się, że to pierwszej powinien się bać najbardziej, bo była
pierwsza. Myślał, że im więcej odwiedzi takich miejsc tym mniej będą go
przerażały. Mylił się, za każdym razem bał się jednakowo, lęk ustępował dopiero
po jakimś czasie spędzonym w środku. Tym razem było inaczej, od spotkania z
tymi dzieciakami strach powoli w nim narastał.
Wyszedł
z hali i zgasił latarkę. Z kieszeni wyjął wymiętą miękką paczkę Cameli, urwał
filtr z papierosa, wsadził go sobie do ust i zapalił. Poczuł gryzący dym
płynący z ust do płuc. Nikotyna zdawała się wypłukiwać strach z jego krwi.
Oparł się o ścianę, na której narysowana była wielka ósemka i rozkoszował tą
chwilą. Zamknął oczy uśmiechając się do siebie.
xxx
- Kto to? – zapytała Wiktoria wskazując
palcem oddaloną od nich halę, z której wychodził jakiś człowiek. Na zewnątrz
postać przystanęła i odpaliła papierosa. Ogień oświetlił część sylwetki. Krzysiek
dostrzegł aparat wiszący na szyi osobnika.