Hala Numer Pięć
Stare
stalowe drzwi zaskrzypiały pchnięte. Kurz podniósł się, na podłogę padało
światło księżyca ukazujące sterty gruzu i zardzewiałej blachy. Maciek spojrzał
raz jeszcze na plac starej fabryki. Na zdjęciach w Internecie wszystko wydawało
się mniejsze i nie aż tak przerażające jak w rzeczywistości. Stara brama
prowadząca do kompleksu ledwo dała się ruszyć, musieli prześlizgiwać się
niewielkim przesmykiem, jaki udało im się stworzyć. Najbardziej przerażał go
drut kolczasty przeciągnięty nad wysoką siatką, przypominało mu to zdjęcia
obozów koncentracyjnych z książki do historii. Wstydził się takich porównań,
ale nie mógł nic na to poradzić, myśli same nadpływały, jedynie mógł nie
wypowiadać ich na głos. Nie chciał ich, tak samo jak nie chciał iść do tej
fabryki. Pewnie nie wchodziłby do środka, gdyby Wiki z nimi nie było. Bał się
odmówić, bo chłopaki do końca życia wyśmiewali by go, że dziewczyna dała radę,
a jego obleciał tchórz. Na to nie mógł sobie pozwolić, musiał zachować twarz
przed kolegami.
- Dobra cioty, zaczynamy zabawę! – jak
zawsze pierwszy szedł Krzysiek. Wszystko robił pierwszy i wszędzie był
pierwszy. Wykładowcy nazywali go urodzonym przywódcą. Cieć w akademiku miał
trochę odmienne zdanie na ten temat, co złego to zawsze Krzysztof Budzyński.
Krok w krok, jak cień, szedł zawsze za nim Piter, jego najlepszy przyjaciel i
chłopak Wiktorii. Ona też często ładowała się w różne kłopoty, jednak zawsze
potrafiła się z nich wykręcić. Maciek często zastanawiał się, w jaki sposób
udało mu się związać z taką grupą. Był od nich zupełnie inny, zawsze cichy, w
cieniu innych, nigdy się nie wychylał.
Krzysiek
zapalił latarkę, ich oczom ukazały się stare maszyny pokryte brudem i
pajęczynami. Wyglądały tak strasznie, że nie mogli uwierzyć, że kiedyś produkowały
zabawki. Pozostali uczestnicy ekspedycji również zapalili latarki, cztery słupy
światła poruszały się między starymi ścianami. Środkiem długiej hali ciągnęła
się linia produkcyjna. Nie mieli pojęcia, jakie zabawki były tu produkowane,
słyszeli jedynie, że fabryka ta w czasach swojej świetności zaspokajała
potrzeby praktycznie całego rynku krajowego. A w jej dziesięciu halach
produkowano wszystko, o czym dzieci mogły sobie zamarzyć.
Ruszyli przed siebie, starali się trzymać
razem, ich wycieczki miały zawsze taki sam scenariusz. Szli razem przez
większość czasu, w pewnym momencie Krzysiek, albo Piter znikali gdzieś i
straszyli pozostałych. Dziś wydawali zachowywać się podejrzanie spokojnie,
Maciek nie chciał poruszać tego tematu, żeby ich nie prowokować. Wolno i
ostrożnie przeszli przez pierwszą halę, na jej końcu znajdowało się jakieś
biuro. Drzwi były uchylone, a małe okienko dawno zostało wybite, w dolnej jego
części nadal jednak tkwił dosyć spory, ostry kawałek szkła. Piter podszedł do
drzwi i oświetlił wiszącą na nich tabliczkę KIEROWNIK PRODUKCJI NIEUPOWAŻNIONYM
WSTĘP WZBRONIONY. Napis nie zraził chłopaka.
- Hej, tu jest pełno jakichś papierów! –
dobiegł głos z małego pokoiku. Krzysiek wskoczył na niskie schodki i po chwili
już oglądał dokumenty razem z kolegą.