Hala Numer Pięć
- Ty suko! – Wiki rozpoznała głos
swojego chłopaka Piotrka.
- Ktoś tam jest! Krzysiek tam został,
musisz mu pomóc! – chwyciła go za bluzę i zaczęła nią potrząsać, zdawała się
nie zwracać uwagi na to, co mówił i co zrobił jej przed chwilą.
- Zabiję cię suko! Ciebie i tego twojego
lowelasa! Urwę mu jaja i fiuta! Już cię nie będzie pieprzył! – zdała sobie
sprawę, że on nie żartuje. Oczy Pitera zdawały się płonąć, a na twarzy miał
obłąkany uśmiech. Widząc to dziewczyna zaczęła się szarpać. Puścił jej jedno
ramię, kiedy odwracała się by oswobodzić drugą rękę, wymierzył jej cios z
otwartej dłoni. Wiki opadła na kolana, czuła jak puchnie jej pół twarzy. Piter
stał nad nią i patrzył z władczym uśmiechem jak przed nim klęczy.
Wiktoria
zauważyła, że ma szansę oswobodzić się od oprawcy. Zebrała w sobie wszystkie
siły i uderzyła Pitera w krocze. Chłopak jęknął z bólu i opadł na kolana.
Wstała szybko i zaczęła biec w kierunku drzwi od hali, którymi wbiegła. Kiedy
niemal znalazła się na dworze zaświtała jej w głowie myśl, że znalazła się w
pułapce. Na dworze mógł być nieznajomy, ten przed którym uciekała na początku.
Było jednak już zapóźni żeby się zatrzymać. Kiedy zrównała się z drzwiami
poczuła jak coś wbija jej się w brzuch i niemal przechodzi na wylot. Wydała z
siebie stłumiony dźwięk, jakby zderzyła się z czymś. Oczami szukała Krzyśka,
jednak nigdzie go nie było. Poczuła jak wszystko w środku jej się obraca razem
z narzędziem, które znajdowało się w jej brzuchu. Spojrzała na nieznajomego,
był to starszy człowiek, jego twarz ukazywała kryjące się w nim zło i całkowite
szaleństwo.
xxx
Maciek
szedł ciemnym korytarzem odczuwając dziwny przeszywający go spokój, nie bał
się, że się zgubi, wiedział, że to nie przypadek, że spadł, i że idzie tym
korytarzem. Oświetlając przestrzeń przed sobą dostrzegł leżący na podłodze łom.
Podniósł go i obejrzał, naszło go dziwne, silne uczucie, że powinien go zabrać.
Po kilkudziesięciu metrach wyrosły przed nim schody. Nie przyspieszał kroku,
nie musiał się śpieszyć, wiedział, że to nic nie zmieni. Wszedł po kilku
stopniach, słup światła padał na ścianę, kiedy pokonał ostatni schodek zaczął
omiatać światłem pomieszczenie. Jego wzrok zatrzymał się na lezącym pod
drzwiami człowieku. Uśmiechnął się rozpoznając w nim swojego kolegę Krzyśka, na
ten widok dłoń Maćka mocniej zacisnęła się na rękojeści łomu. Wolnym krokiem
szedł w kierunku swojej przyszłej ofiary, nie spuszczając z niej wzroku. Z
każdym krokiem uśmiech na jego twarzy się poszerzał, największą przyjemność
sprawiał mu strach tak wyraźnie wypisany na twarzy Krzyśka. Kiedy stał już nad
leżącym nieruchomo chłopaku podniósł rękę z łomem i zamachnął się. Pierwsze
uderzenie przyniosło głośny trzask, ciężkie metalowe narzędzie lecąc w dół
natrafiło na minimalny opór, który bez problemu pokonało. Drugi cios trafił w
czaszkę, znowu pęknięcie. Trzeci zakończył się głośnym i wyraźnym plaśnięciem.
Ciało Krzyśka swobodnie osunęło się na ziemię, Maciek jednak nie przestawał
okładać głowy uderzeniami. Dopiero, kiedy twarz ofiary była niemal w połowie
rozgnieciona przestał wymierzać jej ciosy. Usiadł spokojnie obok ciała ofiary,
położył łom na kolanach, ramieniem obiął ciało Krzyśka podnosząc je z podłogi.