Gumka

Autor: alberto92
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Edward rozkoszował się każdą sekundą tego dnia, w czasie którego znaczenie miało tylko to co mieściło się w odległości paru kroków i tylko to co stało się od momentu przejścia przez bramę. Myśli odetchnęły, problemy zniknęły. 

Został tylko kompot.

Spojrzał na swoją rodzinę, której prawie wszyscy członkowie przyjechali tu z pracy. Nie ważne czy wcześniej zarabiali pieniądze, sprzątali czy zagłuszali krzyki swoich dzieci. Teraz to wszystko nie miało znaczenia. Może oprócz tych krzyków, ponieważ mała, obecna przy stole Zosia dawała znać ze wszystkich sił, że chce…czegoś. A cała rodzinna gromadka  robiła wszystko by jej to zapewnić. Przypominało to cyrk pełen chorych na padaczkę i ogarniętych szaleństwem klaunów. 

Osiemdziesięcioletni dziadziuś już szykował się do stawania na głowie. Rok od niego starsza babcia szukała swoich butów do stepowania. Dwie ciocie starały się symultanicznie żonglować tortami a rodzicie dziecka zniknęli. A jedyny obecny wujek zamiast udawać samolot przy pomocy łyżeczki pełnej kaszki, robił to samo używając siebie. 

No dobrze, może nie było aż tak źle, ale powyższe opisy lepiej oddają ducha ich wygłupów. Nie było tam tortów, a dziadek wywrócił się przy pierwszej próbie akrobatycznej i już siedział spokojnie. 

-  Witam wszystkich!

- No Zosiu... patrz jaki piękny…eee… piękna ośmiornica! Chyba... O ile to jest ośmiornica... A, witaj Edzio!

 -Co tu się dzieje? 

-Nikt nie wie. Zosia chyba chce jeść, ale to tylko jedna z opcji. 

-A w pieluchę nie narobiła?

-Nie, wtedy by biegała.

-Biegała?

-Dokładnie. Kiedy ją grzeje od tyłu to włącza jej się czwarty bieg.

-To chyba rodzinne.

-Chcesz piwa?- Włączył się dziadek, zmieniając rozmowę na bardziej swojski tor.

-Pewnie. Może też by Zosi nalać? Ja krzyczę podobnie kiedy mi zabraknie w lodówce.

-Zosi piwa? Wcześniej Cię jej matka zabije i zakopie.

-A gdzie ona właściwie jest? Ta druga, bo Zosię widzę i czuję?

-Zrobiła sobie przerwę.

-Rozumiem.- Stwierdził Edward patrząc na zasmarkanego malucha

-To jak? Chcesz piwa?

-Powiedziałem, że tak.

-Fajnie, to jak będziesz sobie przynosił z lodówki to weź jedno dla mnie.

Eh… Dziadek, dziadek.

Następne godziny mijały leniwie. Rozmowy opierały się na tutejszych zwierzątkach, które są obiektem narzekań albo komplementów. Mówiono też o roślinach, które są obiektem narzekań albo komplementów. Rozmawiano o wszystkim tym o czym zapomina się w biurze. 

 Edward postanowił przejść się po okolicznym lesie z aparatem w ręce. Bardziej ruchliwa część rodziny postanowiła mu towarzyszyć. Każdy idący miał na zmianę Zosie na rękach. 

Dziecko to było małym terrorystą. Jak powszechnie wiadomo mali terroryści tworzą się z połączenia braku rodzeństwa, i nadopiekuńczości. Takowy raczkujący bąbel, pozornie tak jak każdy inny mały człowiek kieruje się pożądaniem i chęcią zdobywania. Lecz w odróżnieniu od innych dzieci, wszystko to czego zapragnie chce w czasie określanym jako ”TERAZ!”. Można temu zapobiec odrobinę bagatelizując potrzeby małego terrorysty. Przykładowo, gdy dziecko chce jeść, to jak najbardziej dostanie, ale jeśli poczeka jedną minutę nic mu się nie stanie. Jeśli chce na spacer, to pójdzie, ale dziesięć minut niczego nie zmieni. Tak to  powinno działać, zachowując psychikę dziecka w pełnym zdrowiu, przystosowując go do przyszłego życia. Lecz nikt nie ma na tyle charakteru by nie oszaleć z nadopiekuńczości widząc mały, usmarkany pyszczek takiego blond-dziecięcia.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
alberto92
Użytkownik - alberto92

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2021-04-12 16:00:56