Dzieci boże. Część 2

Autor: LKZelewski
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

A może pora spróbować jeszcze czegoś nowego? W tej chwili już niczego nie wykluczał.

Wstał z łóżka, podszedł do barku i wyciągnął pierwszą lepszą butelkę. Nie spojrzał nawet na etykietę, ale sądząc po kształcie butelki uznał, że to koniak. Odkręcił, zaczerpnął długi haust i zakrztusił się. Przez chwilę oddychał ciężko. Oparł się o mebel, ale butelki nie odstawił, tylko poczekał aż dojdzie do siebie. Jeszcze kilka głębokich łyków i uznał, że może wracać do łóżka. Alkohol palił w ustach i przełyku, ale jakoś tak fajnie było.

Wyspać się muszę, skonstatował przykrywając się kołdrą. Przecież jutro do pracy idę.

 

OBAWA

dzień dzwieście czterdziesty pierwszy

 

Julita czuła coraz większy strach, który narastał od tygodni.

Najpierw bała się o siebie, bo myślała, że są ku temu podstawy. Potem zorientowała się, że to pomyłka, ale prawda tylko pogłębiła jej obawy. Teraz bała się o swoje dzieci. Od czasu do czasu odczuwała o nie lęk, jak to rodzic. Dziecko zawsze może sobie zrobić przecież jakąś krzywdę.

Ale teraz? Zupełnie nie mogła skupić się na czymkolwiek, bo okazało się, że jej szkraby mogą paść ofiarą pedofila.

O Boże, pomyślała. Co to za bydlak, który robi dzieciom coś tak okrutnego? Jak można?...

Najgorsze było to, że ani ona, ani jej mąż nic nie mogli poradzić, przynajmniej bezpośrednio. Nie było możliwości, żeby być przy nich zawsze – w drodze do szkoły, w czasie zabawy w piaskownicy, czy w wielu innych sytuacjach.

Doskonale wiedziała jednak, że nigdy nie daruje sobie, jeśli dzieciom coś się stanie. Jeśli stanie im się to – to, czego bała się nawet nazwać po imieniu. Nigdy by sobie nie darowała, nawet jeśli nie mogła temu zapobiec. Było jej też przykro, bo dźwigała ten ciężar sama. Mąż coraz bardziej zamykał się w sobie. A jednak starała się, jak mogła, żeby okazywać my jak najwięcej czułości. Wiedziała, że w końcu znów się przed nią otworzy.

Mimo wszystkich obaw wierzyła, że wszystko będzie dobrze.

 

ROZKOSZ

dzień dwieście trzydziesty ósmy

 

- Hej… Hej!

- Co? – Kamil gwałtownie zerknął na stojącego przy jego biurku kolegę.

- Co jest z tobą?

- Nic…

-To słuchaj, jak się do ciebie mówi. Zaraz dostaniesz mailem listę zamówień do zweryfikowania. Porównaj je z ostatnią wersją specyfikacji i wychwyć różnice. Jasne?

- Tak.

- Na pewno?

- Tak! – Kamil patrzył zły, jak jego kolega odchodzi. Był zły na siebie. Nie mógł sobie pozwolić, żeby ktoś coś zauważył. Jego… harce, tak, harce… były niezgodne z prawem. A jednocześnie dzięki nim nareszcie czuł, że naprawdę żyje.

Nie popadał jednak w euforię. Był wystarczająco inteligentny, żeby zauważyć, że zdarzają mu się te irytujące huśtawki nastrojów. Od euforii, po strach, że przyjdą po niego. Wolałby nie używać przemocy, ale cóż – jeśli tego wymagała rozkosz, jaką sobie fundował, było warto. W końcu to nie jego wina, że świat jest urządzony tak, a nie inaczej.

 

JASIEK

dzień trzysta siedemdziesiąty piąty

 

- Ganiasz!

- Ty ganiasz!

Ktoś wpadł na Jaśka i wcześniejsza kwestia pozostała bez odpowiedzi.

- Jacek, Zuzia! – krzyknęła pani Wielkopolska, ledwie przekrzykując zgiełk. – Nie biegajcie tak! Tomek…!

- Ty ganiasz! – Jasiek zaczął uciekać. Przeciskał się pomiędzy dzieciakami odbierającymi kurtki z szatni. Gnał przed siebie, aż się zadyszał. Wybiegł z szatni z plecakiem obijającym mu się o plecy. Minął panią woźną i zatrzymał się gwałtownie, bo zobaczył babcię Janinę.

- Co ty taki spocony jesteś? – spytała podchodząc bliżej. – Jak teraz wyjdziesz na dwór?

- Ganiasz! – kolega klepnął go w ramię i pognał dalej, nawet nie zwalniając.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
LKZelewski
Użytkownik - LKZelewski

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2020-07-13 21:42:22