Dzieci boże. Część 2
ZŁOŚĆ
dzień dwieście dwudziesty szósty
Kisielewski oglądał nagranie z przesłuchania ofiary pedofila. Drugiej ofiary, bo wszystkie okoliczności wskazywały, że to ten sam sprawca. Czekali jeszcze tylko na potwierdzenie w postaci wyników badań zebranego materiału genetycznego. Wiedzieć o zbrodni, jaka się wydarzyła to jedno, ale patrzeć, jak mała dziewczynka mówi o tym, jak została zgwałcona, to zupełnie co innego. Zwłaszcza, że z ofiarą pierwszego ataku najpierw nie było właściwie żadnego kontaktu, a i teraz chyba nie było dużo lepiej. Zupełnie odseparowała się od złego świata dorosłych.
- Macie coś w tej sprawie? – spytała policyjna psycholog, która siedziała na krześle obok.
- Tylko potencjalnych podejrzanych z CBŚ – odpowiedział Daniel siedzący po drugiej stronie stołu. – Taką długą, że musielibyśmy zatrudnić połowę policji w kraju, żeby ich inwigilować i czekać na następny… – urwał, jakby słowa nie chciały mu przejść przez gardło. Kisielewski wcale mu się nie dziwił. Sam był coraz bardziej rozsierdzony tą sprawą.
- Będzie następny – ponuro oznajmiła psycholog.
- A my nic nie możemy teraz zrobić. – Daniel zacisnął pięści w bezsilnej złości.
BEZKARNY
dzień dwieście siódmy
Kamil siedział w samochodzie. Musiał przyznać, że to ekscytujące. Czuł się jak łowca. Skuteczny i niepowstrzymany.
Kiedy upolował pierwszą dziewczynkę, czuł satysfakcję, ale i przeraźliwy strach. To co zrobił było nielegalne, więc muszą go szukać. Na pewno szukają. A jednak czas biegł i nic się nie działo, więc początkową czujność i strach zastąpione zostały pewnością siebie.
Jednak nadal był ostrożny. Nie podjechał pod żadną szkołę, czy coś, co to, to nie. Był na to za sprytny. Zaparkował w oddaleniu, na osiedlowym parkingu, gdzie pełno było innych samochodów. Odetchnął głęboko i wysiadł. Ruszył pieszo w kierunku niedalekiej podstawówki. Zamierzał zrobić to tak samo, jak poprzednio – przejść tylko niedaleko szkoły, zorientować się gdzie będzie dobre miejsce, żeby po zmroku, kiedy dzieciaki będą wracać, zaczaić się i urządzić polowanie.
Już czuł ten dreszcz rozkoszy, jak delikatny dotyk sunący wzdłuż kręgosłupa.
PRZEŁOM
dzień czterysta szósty
Daniel nie miał już serca do tej sprawy. Stał się apatyczny i tylko mechanicznie wykonywał rutynowe czynności. Popychało go jedynie poczucie obowiązku, a Kisielewski chciał go nawet odsunąć od sprawy. I wtedy nieoczekiwanie stało się…
Najpierw przesłuchali wszystkich mieszkańców okolicznych bloków w pobliżu których znaleziono zwłoki. „Czy widzieli coś niezwykłego? Może kogoś podejrzanego?” Trwało to strasznie długo, a w tym czasie funkcjonariusze rozdali tysiące wizytówek, „w razie czego proszę dzwonić”. I w końcu ktoś zadzwonił.
Już po rozmowie z policjantami przypomniało się jednemu facetowi, że widział, jak jakiś koleś w panice wsiadał do samochodu i szybko odjeżdżał. Zapamiętał model samochodu i jego prawdopodobny kolor. Zawsze jakiś punkt zaczepienia. Dzięki temu mogli wystartować z normalną żmudną policyjną robotą: sprawdzanie, czy ktoś notowany za czyny pedofilne jest właścicielem takiego pojazdu, czy odnotowano, żeby znajomy kogoś takiego miał taki samochód i tak dalej.
Druga grupa sprawdzała, czy wśród osób podejrzewanych o pedofilię jest ktoś posiadający taki samochód, ze szczególnym naciskiem na osoby, których działalność (zwłaszcza w internecie) monitorowała CBŚ.
Była też trzecia grupa, która przekopała akta dwóch pierwszych gwałtów, nad którymi Daniel pracował z Kisielewskim, i jeszcze raz przesłuchiwała osoby pod kątem tego konkretnego samochodu. Ze względu na upływ czasu, był to jednak kierunek, który rokował najmniejsze szanse na sukces.