Dzieci boże. Część 2
- Babciu – jęknął. – Złapał mnie!
- Gdzie masz kurtkę? – Babcia najwyraźniej nie znała zabawy w ganianego.
UCIECZKA
dzień trzysta osiemdziesiąty dziewiąty
Urwę ci łeb, myślał Daniel. Jak tylko cię dopadnę, a dopadnę… Zginiesz, śmieciu. Bez względu na wszystko, na konsekwencje. Zdechniesz tak, jak na to zasługujesz, bez względu na wszystko. Myślisz, że jesteś taki nieuchwytny, bezkarny? Jeszcze się zdziwisz.
- Co się tak zawiesiłeś? – spytał siedzący naprzeciwko policjant. – Pijesz, czy nie?
- A polałeś? – burknął Daniel. – Nie po to flaszkę kupiłem, żebym nie pił.
CIĘŻKA SPRAWA
dzień siedemdziesiąty trzeci
- Podsumujmy w takim razie – zarządził Kisielewski.
- Nic nie mamy – burknął Daniel, z którym pracował nad tą sprawą. Siedzieli w nie oznakowanym radiowozie na policyjnym parkingu. Zaraz mieli skończyć na dzisiaj.
- Po pierwsze – Kisielewski odgiął palec wskazujący – ktoś gwałci ośmiolatkę. Zero świadków, marny materiał genetyczny.
- Świadków będziemy jeszcze szukać, ale nie sądzę. To było takie miejsce…
- Po drugie nic nie warty portret pamięciowy, jaki nasz psycholog wyciągnęła z dziecka.
- Połowa Polaków do niego pasuje – wciął się Daniel. – Połowa? Z dziewięćdziesiąt procent – parsknął. – Po trzecie CBŚ prowadzi dwie duże sprawy, jeśli chodzi o pedofilów, ale pewnie nic z tego. Większość z tych gnojków pod obserwacją nie ma jeszcze przypisanych zdjęć, chociaż trzeba będzie zerknąć w to, co mają.
- Nie zgodzą się – pokręcił głową Kisielewski. – Damy im nasz portret i zobaczymy, co będzie.
- Dobra – zgodził się Daniel – chociaż nie wiem, czy się przyłożą.
- Pogadam z kumplem od nich, to się przyłożą.
- Okej, spadajmy do domu.
- Ta. – Tym razem to Kisielewski mruknął. Znowu wyrobili nadgodziny, pomyślał.
Po niecałej godzinie był w domu. W mieszkaniu rozbrzmiewała głośna muzyka, która dobiegała z pokoju syna. Chyba ten Minem, czy ktoś taki. Młody zaszalał, pomyślał Kisielewski, bo żona poszła na popołudniową zmianę do pracy. I wtedy uderzyła go pewna prawda, która chodziła mu po głowie od kilku dni: cieszę się, że mam pyskatego syna licealistę, a nie uroczego przedszkolaka, który też mógłby paść ofiarą takiego zwyrodnialca. Kisielewski poczuł potrzebę zamienienia z synem kilku słów, bo zdał sobie sprawę, że najczęściej wymieniają tylko krótkie „część”, „co u ciebie?”, „nic nowego”, „spoko”.
- Mogę? – Zapukał.
- Pewnie. Wejdź, tato.
NIEPOZORNY
dzień osiemdziesiąty czwarty
Kamil wyszedł z pracy, skoczył na szybki obiad i poszedł prosto na spotkanie ze znajomymi. Siedzieli w dość modnym lokalu, w którym również dzisiaj dopisali klienci. Wszyscy śmiali się, było wesoło, zwłaszcza, że wszyscy mieli przed sobą kufle pełne piwa lub kolorowe drinki.
- A gdzie ta twoja Weronika? – zagadnął nagle kolega jeszcze z czasów liceum.
- Rozeszliśmy się wieki temu. – Kamil wzruszył ramionami.
- Bywa – zaśmiała się siedząca naprzeciwko Basia. Jej ekscesy były powszechnie znane, bo i sama ich nigdy nie ukrywała.
- A właściwie co u ciebie? – Kamil starał się przekrzyczeć podniesione głosy.
- Nic nowego. – Teraz to ona wzruszyła ramionami. – Hej! Zamawiamy jeszcze po jednym?
- Pewnie.
- Może teraz przyjdzie ta fajna kelnerka?
- Która?
- Ta blondi.
Bawili się wesoło, do późna i nie myśleli o kacu, który nadejdzie następnego dnia – autopilot podpowiadał im, że jutro jest dzień wolny.