DZIADEK JANEK
i sięgnęłam małą rączką po lodowatego pieroga, chociaż on był zmarznięty to i tak bardzo mi smakował. Po zjedzeniu go nagle poczułam, iż jest mi mało, więc ponownie otworzyłam drzwi lodówki i drugiego wzięłam do ręki. Kiedy tak go spożywałam nagle zrobiło mi się zimno, bo nie miałam przy sobie gorącej herbaty zaparzonej do popicia. Wtem otworzyły się drzwi do mieszkania i wszedł dziadek Janek. Był ubrany w brązowe palto, oraz zielony strój ,( przypominający wojskowe ubranie). To była taka zgnita zieleń , dziadkowi podstawnie i ładnie było w tym odzieniu odświętnym. Na głowie miał owalną futrzaną również brązową czapkę. –Dziadku dobrze, że przyjechałeś „ Damką”, już prawie jestem najedzona! Ogromnie ucieszyłam się na jego widok. On podszedł do mnie szybko, odebrał mi tego niedojedzonego zimnego pieroga z ręki, gdyż męczyła mnie czkawka. – Nie jedz takich pierogów, bo ci Laurusiu zaszkodzą!!! Po czym sam otworzył drzwi od lodówki zajrzał do jej środka. –Co wolisz przysmażone pierożki czy kanapkę z polędwicą? Bardzo lubiłam pierogi, ale kanapka z polędwicą, to dopiero rarytas! Pomyślałam. –Dziadku, ale mama tę polędwicę kupiła na Wielkanoc. Nie kazała mi jej jeść przed świętami . Mam dziadziu ochotę na chudziutkie mięsko, ale… -Dobrze dam ci polędwiczki z chlebem, a mama nie musi o niczym wiedzieć, prawda? Zapytał mnie. To będzie taka nasza, mała tajemnica. Dodał dziadek. Zrobił po jednej kanapce dla siebie i dla mnie, oraz po podaniu mi jednej z obu, usiadł sobie na tapczanie obok mnie, siedzącej na wózku. Gdy oboje spałaszowaliśmy te kanapki, zapytał mnie: - Czy chcesz jeszcze jedną? Spytał mnie. –Tak! Zrób mi dziadku jeszcze jedną kanapkę, ale sobie też! -Nie chcę, dziękuję, ja już pojadłem. Wzbraniał się chwilowo przed dokładką. Sama nie będę przecież jadła. Uśmiechnęłam się do niego. Mężczyzna dokroił dwie kanapki i wrócił na tapczan. Nagle dostrzegłam iż mój dziadek strasznie zbladł, jak pergamin! Jakby stracił momentalnie apetyt do jedzenia. Odłożył tę kanapkę na bok koło siebie i zaczął sobie rozpinać pod szyją koszulę (zaczyna charakterystycznie charszczeć z powodu braku tlenu), a następnie marynarkę. Zauważyłam także, iż coraz częściej łapie się dłonią on po lewej stronie, tak jakby za serce? Miałam wtedy niespełna 11 lat, więc nie było mi tak trudno domyśleć się, że to może być tylko zawał serca. –Co ci jest dziadku?!!! Boli cię coś?!!! Z początku nie chciał mi nic powiedzieć jak się czuje, może myślał iż mu przejdzie? Niestety nie przechodziło dziadkowi tym razem, przeciwnie widziałam z minuty na minutę że było mu coraz gorzej. Nie pierwszy raz tego dnia miał podobne obawy o siebie, ale będąc ze mną, bał się o mnie. Byliśmy w mieszkaniu zupełnie sami. Wcześniej wracając z kościoła na rowerze te same bardzo silne i bardzo charakterystyczne objawy odczuwał w klatce piersiowej. Początkowo zamierzał pojechać prosto do swojego domu, gdzie nie było nikogo, (bo babcia Maria razem z moją mamą na tą samą godzinę pojechały autobusem do kościoła na rekolekcje) ,a on nie miał sił jechać dalej do siebie. Bliżej było dziadkowi w tamtym momencie do naszego domu, więc zawrócił „Damką” w połowie drogi. W międzyczasie kilka razy zsiadał z roweru i odpoczywał na szosie, ponieważ brakowało mu tchu. W klatce piersiowej go bardzo piekło i zarazem bolało na wylot, więc chyba nie na żarty wystraszył się? Pierwszy raz w życiu na własne oczy widziałam, jak dziadkowi z sekundy na sekundę sinieją palce u rąk, paznokcie czułam iż szybko wpadam w panikę. Po przeciwnej stronie szosy mieszkał dziadka średni syn z rodziną, wujek Staszek, ale ja nie byłam w stanie wybiec na dwór do niego, żeby poprosić o pomoc dla jego ojca. Telefonu nie było, posiadał go chyba tylko nasz sołtys we wsi. Nie mieszkał on na szczęście od nas daleko. –Mam dziwny bardzo silny ucisk w piersiach i jest mi bardzo duszno. Poskarżył się nagle do mnie dziadek. Po czym zwlókł się ostatkiem