"Doktor Desmond". Prolog powieści SF "Kyle"

Autor: TomaszPiro
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 1

Myślę, że nie oczekiwaliśmy od niego cudów – nikt o zdrowych zmysłach nie liczyłby na uzdrowienie z raka z przerzutami (co było wiadomo już wcześniej, jako że pani Hopkins leczyła się w szpitalu w mieście), lecz chociaż na uśmierzenie bólu. Ogólnie była to bardzo dramatyczna sytuacja.

Wyobraźcie sobie, że jakkolwiek jej rokowania według dokumentacji medycznej były żadne – przeżyła. Desmond nie był pewny, czy terapia się uda – wiedziałem to od samej Hopkins. Wciąż miała bliski kontakt nie tylko ze mną, lecz jeszcze z jednym byłym uczniem z wioski i z całą czeredą, która przeprowadziła się do miasteczka. Oblegaliśmy ją wielokroć podczas odwiedzin w szpitalu, niczym komary leżakowicza w czerwcu nad stawem.

Nie uwierzycie, podobnie jak nie uwierzyli lekarze z miasta – on leczył ją tabletkami, które wyraźnie jej pomogły. Po prostu wyzdrowiała, czy może bardziej uczciwie – podzdrowiała i po paru tygodniach pojechała do miasta na kolejne badania. Nie była to już jednak ta zasuszona, konająca kobieta przywieziona do Desmonda – lecz pełna werwy, nasza dawna nauczycielka.

Dużo wtedy rozmawiałem o tym z Desmondem, bo akurat bardzo lubiłem panią Hopkins, a że poza wszystkim pomógł mi niejeden raz z synem – miałem do niego pełne zaufanie. Sam też był zaaferowany sytuacją. Zapewnił panią Hopkins, że po badaniach i leczeniu w mieście czeka na nią z leżakiem i dobrym winem, prosił też, żeby niezależnie od zaleceń i zapisanej kuracji pamiętała o zażywaniu jego tabletek.

Wiele razy siedzieliśmy potem razem na herbacie, z Gobbins albo sami. Mieszkaliśmy niedaleko od siebie, pominąwszy jeden nieużytek, moja zagroda była kolejna za jej domem. Miał facet gadane – opowiadał o przyrodzie, o wszechświecie i wielu wymiarach i jakkolwiek miałem żadną wiedzę z fizyki, to jego opowieści przy herbacie albo piwie były tak obrazowe i kolorowe, że naprawdę poczułem się kimś, kto rozumie, gdzie i po co jest na tym świecie.

W tym okresie od nauczycielki przyszły listem dobre wieści – ponoć przerzuty cudownie zniknęły, a główny guz też nadawał się już do operacji i nawet wyznaczono jej termin.

Wkrótce potem nasz lekarz stał się niesamowicie popularny – poczta pantoflowa działała. Na wizyty zaczęły umawiać się nie tylko osoby z Pigeon Forge, ale również, po niedługim czasie, ludzie z większego miasta położonego ponad trzydzieści mil od naszych sadyb. Pod domem Desmonda ustawiały się kolejki i sam lekarz poprosił mnie i pannę Gobbins o zaprowadzenie porządku.

W pamięci utkwił mi szczególnie jeden przypadek, gdy kilkunastoletni młodzian został przywieziony przez ojca czarnym, pięknym studebakerem. Ależ podobało mi się to auto, ale gdzież mnie, rolnikowi, zarobić na takie. Akurat miałem dyżur jako pomocnik (sporo też z przytoczonych tu historii znam od Gobbins, jednakże możecie traktować je jako pewne, bo to bardzo uczciwa osoba), zresztą w rolnictwie praca jest mocno sezonowa. W tym okresie cieszyłem się z tego, że zamiast się nudzić, mogę pomóc naszemu eskulapowi.

Wracając do tego przypadku – wraz z chłopcem i ojcem przyjechał dziadek, siwy i łysawy, z dłuższymi kosmykami z tyłu. Zaanonsowali stłuczoną nogę, a dzieciak szlochał i jęczał. Kiedy przyszła ich kolej, lekarz obejrzał ją, po czym spojrzał na zaaferowanego ojca i stwierdził:

– Dam radę to wyleczyć. Do kuracji użyjemy najpierw diwodorku tlenu.

– Może pan powtórzyć nazwę? – zapytał ojciec. – Czy to bezpieczne dla dziecka?

– Pan sobie żartuje? – obruszył się dziadek.

– To czysta woda.

Desmond oblał nogę wodą, namydlił nieco zamoczoną tetrę i starł powierzchnię kolana. Wyglądało zwyczajnie, jak kolano nastolatka.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
TomaszPiro
Użytkownik - TomaszPiro

O sobie samym: Pisarz, felietonista, wynalazca, konstruktor aparatury medycznej, od dawna związany z branżą motoryzacyjną. Od wielu lat publikuje opowiadania, felietony oraz inne krótkie formy w magazynach moto i w internecie. Pasjonat samochodów elektrycznych, podróży, gitary oraz science-fiction. Kolekcjoner starych magnetofonów, którym daje drugie życie. Posiadacz czterech cierpliwych kotów. Uważam, że pisanie jest najważniejszą formą komunikacji międzyludzkiej, bo dzięki swojej nieprzemijalności wymaga odpowiedzialności za słowo. Uwielbiam zapach książek. ☺️
Ostatnio widziany: 2025-01-14 10:03:53