Dlaczego
Spojrzał na Łukasza i pokiwał głową.
-Fakt, że jestem biedny, jednak nie oznacza to, że muszę być głupcem – powiedział bardzo wolno i wyszedł z namiotu.
Łukasz też wyszedł i dołączył do kolegów, którzy mścili się nad rozpaleniem ogniska.
Na następny dzień, zaraz po śniadaniu – spytał wychowawcę, czy może pojechać do Piły.
- Możesz, tylko musisz przed obiadem wrócić. Czym w ogóle masz zamiar jechać?
- Autobusem – skłamał, chociaż dobrze wiedział, że nie ma pieniędzy na przejazd i pojedzie autostopem.
- Chyba ktoś jedzie do Piły, tak mi się przynajmniej wydaje. Jeżeli to pewne, możesz się zabrać, a wrócisz autobusem. Obiad jest nieco wcześniej, bo około piętnastej wyjeżdżamy. Podniesieniem dłoni zatrzymał samochód. – Możecie podrzucić, tego młodzieńca do Piły – spytał.
- Nie ma sprawy, wskakuj – powiedział kierowca.
Łukasz w podziękowaniu skiną głową, usadowił się na tylnim siedzeniu i zaczął ćwiczył w myślach, jak się zachować, wobec mężczyzny, którego pierwszy raz widział na oczy. Nie wiedział, czym to wytłumaczyć. Wczoraj wydawał mu się zupełnie obcym człowiekiem, a dzisiaj jakaś nadprzyrodzona siła, popychała go w jego ramiona.
- Gdzie wysiadasz chłopcze, bo dojeżdżamy do Piły – wyrwał go głos kierowcy.
Ocknął się jakby z popołudniowej drzemki i spojrzał przez częściowo zaparowaną szybę.
- Właśnie tutaj – rzekł wskazując palcem znajomy sklep. Kiedy samochód zatrzymał się przy krawężniku, pospiesznie wysiadł i pomachał w stronę kierowcy.
Gdy wszedł do wewnątrz, ujrzał tą samą sprzedawczynie, z którą rozmawiał wczoraj – uśmiechnął się do niej z wdzięcznością.
- Dziękuję – powiedział nieśmiało.
- Twój ojciec był pewien, że przyjedziesz. Więc pospiesz się, bo na ciebie czeka. Chciałam ci jeszcze powiedzieć, że to dobry człowiek; postaraj się być dla niego miłym. Wiesz, dokąd pójść? Pokręcił przecząco głową. - To jest ten wieżowiec, naprzeciwko – wskazała dłonią. - Możesz podjechać na szóste piętro windą. Przytaknął oczami i ruszył w stronę wyjścia. – Łukasz! – zawołała, kiedy już był w połowie sklepu. Odwrócił się raptownie. – Chyba czegoś zapomniałeś? – spytała i rzuciła w niego puszką coli, którą on pochwycił w locie.
- Dzięki, uwielbiam colę – rzekł i pospiesznie wyszedł ze sklepu.
Nie rozglądając się na boki, na przełaj przebiegł jezdnie, a kiedy zbliżył się do wieżowca, przy wejściu - ujrzał ojca. Stanął przed nim, lekko uniósł brwi i powiedział:
- Nie potrzeba było wiele czasu, by nabrać zaufania. Faktycznie powinniśmy porozmawiać, żeby niektóre sprawy wyjaśnić. Przepraszam, za wczorajszy dzień. Ale to niespodziewane spotkanie, było dla mnie prawdziwym szokiem – dodał.
- Dla mnie też – przytaknął i jak przystało na ojca, objął syna ramieniem. – Tuż za rogiem, była maleńka cukierenka ‘’Złoty rój’’ – wskazał dłonią. - Kiedy szliśmy na spacer, kupowałem ci pączka. Jadłeś go tak łapczywie, a ja się bałem, żebyś się nie udławił. Jeszcze lubisz pączki? – spytał, kierując się do windy.
- Uwielbiam wszystko, co słodkie. Właśnie przed chwilą dostałem prezent – powiedział, pokazując puszkę coli. Kiedy weszli do windy, nie patrząc na ojca - nacisnął przycisk szóstki. Tak naprawdę nie wiedział, jak się odezwać; czuł się spięty i nieporadny, jak mały chłopiec zagubiony w wielkim mieście. Gdy wysiadali - spojrzał w oczy ojca i powiedział: - Nie mogę zbyt długo zostać, przed trzynastą muszę być z powrotem. Sądzę jednak, że starczy czasu, by co nieco sobie powiedzieć.