Dialogi z Aniołem Stróżem
Ciężka listopadowa mgła pochłonęła świat. Rzeczy straciły wyrazistość, stały się cieniami, sugerującymi zaledwie swoje istnienie. A może to tylko ułuda? Może mgła mami wzrok obietnicą świata, a w rzeczywistości skrywa pustkę czyhającą na każdego, kto odważy się zrobić krok naprzód?
- Martwisz się czymś.
- Tato stracił pracę i wcale się tym nie przejął. Mówi, że mama pracuje, ale ona przecież nie zarabia dużo.
- Rozmawiałeś o tym z Panem Bogiem.
- A czy to coś da?
- On słyszy każdą modlitwę. Może nie odpowie od razu, ale jeżeli będziemy wystarczająco uparci, to w końcu nas wysłucha. Niedługo zaczną się roraty, a wtedy jest podobno szczególnie uległy.
- I znajdzie pracę dla mojego taty?
- Oczywiście. Mój Anioł mówi, że Bóg da nam wszystko, o co go poprosimy, zwłaszcza, jeżeli będziemy prosić razem.
- Hmm, nie zaszkodzi spróbować.
Chłopcy byli bezpieczni w murach szkoły. Niepewność była dla nich zaledwie jesiennym pejzażem oprawionym w ramę okna. Do końca lekcji zostało jeszcze dużo czasu – wystarczająco, by żywić uzasadnioną nadzieję, że zanim będą zmuszeni opuścić szkołę mgła się rozwieje. Kto wie, może nawet słońcu wystarczy sił, żeby umożliwić im zabawę w parku?
Rorate caeli
Świat jeszcze spał. Chociaż dzień był już coraz bliżej, noc nie chciała dać za wygraną. To był jej czas, jej panowanie. Wszelki hałas uważała za zniewagę, a światło, które nie pochodziło od gwiazd lub księżyca, za zbędne. Tym niemniej z pewną dozą tęsknoty spoglądała na światło zamknięte w lampionach. Niesione przez kruche, ludzkie istoty było zapowiedzią Światła, które już nadeszło i które jeszcze miało nadejść. Wtedy noc znowu zajaśnieje nieziemskim blaskiem, którego nawet dzień jej pozazdrości.
- Co tu robisz mamo?
- Słucham?
- O przepraszam, wziąłem panią za mamę.
- Cóż, każdy może się pomylić.
- Idzie pani może na roraty?
- Niestety, jestem umówiona z lekarzem.
- Szkoda, bez pani nie będzie tak jasno.
- Jak to?
- To pani nie wie? Na roraty przychodzi się z zapalonym lampionem albo świeczką. Żeby rozjaśnić ciemności śmierci.
- Jestem pewna, że jedna osoba mniej nie zrobi różnicy.
- Wręcz przeciwnie! Każdy człowiek się liczy, każdy wnosi ze sobą odrobinę światła i ciepła. Przyjdzie pani?
- Może innym razem.
- Nie pożałuje pani, jest naprawdę pięknie. Tylko proszę się nie ociągać, roraty kiedyś się skończą. Człowiek myśli, że ma jeszcze czas, aż tu nagle okazuje się, że Pan Jezus już przyszedł.
- Przyjdę na pewno. A teraz biegnij, bo sam się spóźnisz.
- Do zobaczenia!
Przez chwilę czekała jeszcze na przystanku, patrząc za oddalającym się chłopcem. Na widok nadjeżdżającego autobusu wstała... i ruszyła do kościoła. Wbrew wcześniejszym planom dołączyła do grona oczekujących na narodziny Dzieciątka. Zapaliła nawet własną świecę i obserwowała z daleka coraz liczniejsze światła odbite w oczach zachwyconego chłopca. Wyglądał jakby żywcem wyjęty z obrazka z Aniołem Stróżem, który pamiętała z dzieciństwa. Było na nim dziecko bawiące się na skraju przepaści. Nie potrafiła sobie przypomnieć jego twarzy, za to anioł niemal na pewno był podobny do stojącego przed nią chłopca.
W tym świętym czasie oczekiwania
Patrzyła na swojego śpiącego syna. Wsłuchiwała się w jego oddech i bicie jego dziecięcego serca, którego przecież nie mogła z tej odległości usłyszeć... A jednak czuła jego dźwięk, odbijający się echem w jej własnym wnętrzu, jak wtedy, gdy go jeszcze nosiła pod swym własnym sercem. Była niemal pewna, że śni mu się niebo. Bo jaki inny sen wymalowałby na jego śpiącej twarzy taki zachwyt? Żal jej było go budzić, na zewnątrz panowała jeszcze noc. Ale gdyby pozwoliła mu przespać roraty, musiałaby przez cały dzień patrzeć na jego smutek, a tego by nie zniosła. Zbudziła go najdelikatniej, jak tylko umiała.