Dialogi z Aniołem Stróżem
- Miłość? Nie rozumiem.
- Niewielu to rozumie, ale tak już jest. Miłość jest żywa, jest twórcza. Sam dobrze wiesz ile czasu musi poświęcić twoja mama, żeby namalować naprawdę piękny obraz. Jeszcze więcej czasu i energii poświęca tobie właśnie dlatego, że cię kocha. Z tego samego powodu żaden trud, żadne wyrzeczenie, żadne poświęcenie nie wydaje się jej zbyt wielkie.
- Nie ma miłości bez poświęcenia.
- Nie ma, nawet dla Boga.
Chłopiec spojrzał pełen zadumy w dal. Długo błądził wzrokiem wśród kolejnych przejawów przemian, aż wreszcie dostrzegł przydrożny krzyż, niszczejący od wieku wieków. Zobaczył i pojął.
Spotkanie
- Boże? Jesteś?
- JESTEM.
- Nawet, kiedy byłem...?
- ZAWSZE.
- A kiedy będę...?
- ZAWSZE.
- …
- …
- Tato?
- TAK SYNU.
- Bądź.
- JESTEM.
Jesienne requiem
Świat płakał nad drzewami, obmywał nagie konary strugami zimnego deszczu, niekończącym się potokiem łez szeptał jesienne Requiem, zachęcając chłopca, by się do niego dołączył.
- Babcia umarła prawda? - zapytał wpatrzony w szary świat za oknem. - Mama i tata poszli ją pożegnać.
- Śmierć jest nieunikniona. Nic na tym świecie nie trwa wiecznie.
- Czy śmierć boli?
- Czasami boli umieranie, ale nie zawsze. Niektórym wydaje się to straszne. Cierpią, zarówno umierający, jak i ich bliscy, szczególnie jeśli brak im wiary. Bunt tylko wzmaga cierpienie, za to akceptacja sprawia, że ból oczyszcza.
- Ale to nie koniec, prawda?
- Nie, to nie koniec. Po drugiej stronie życia czeka On – Miłosierdzie, które można przyjąć lub odrzucić.
- Odrzucić?
- Człowiek do samego końca pozostaje wolny. Całe życie na tym świecie jest jakby przygotowaniem na to spotkanie, chwilą zastanowienia przed podjęciem ostatecznej decyzji.
- Mam nadzieję, że ja podejmę właściwą.
- Nie obawiaj się. Jestem przy tobie także po to, aby pomóc ci się do niej przygotować.
Drzewa nie płakały nad liśćmi. Ich utrata była równie pewna jak śmierć zimowa. I tak samo pewne było wiosenne przebudzenie.
Zaduszki
Przenikliwy chłód listopada. Wieczorny cień rozpraszały płomyki zniczy rozsypanych niczym kolorowe, szklane paciorki wśród szarych kamieni cmentarza. Ludzie snuli się alejkami, przystając na moment, gdy w literach wyrytych w granicie rozpoznawali swoich bliskich. Zapalali znicz, kładli kwiaty, modlili się. Niektórzy ukradkiem płakali. Niewierzący i wierzący, złączeni pamięcią o zmarłych. Różniący się brakiem lub obecnością nadziei.
- Czy zmarli widzą w czyśćcu te wszystkie znicze?
- Do czyśćca nie dociera ani blask świecy ani nawet Słońca.
- To jak zmarli znajdują drogę do nieba w takiej ciemności?
- Modlitwa żywych jest dla nich światłem.
- Czyli mimo wszystko dzisiaj jest tam o wiele jaśniej!
- O tak, dziś jest tam piękniej niż na tym cmentarzu. Dzisiaj wielu odnajdzie drogę do nieba.
- „Światłość wieczna niech im świeci...” - odrzekł, pomagając tacie zapalić na grobie babci kolejne światełko nadziei.
Imiona jeszcze żywe w pamięci i te dawno zapomniane, omadlane w listopadowym różańcu odbijały się echem pośród krzyży kamiennych, mieszając się z odgłosem kroków i szeptem wiatru. Tłumiony płacz u progu drzwi, za którymi panowała wieczna cisza.
Niepewność