Dialogi z Aniołem Stróżem
Zapukaj do drzwi
Pod czujnym okiem siedzącego w pobliżu taty, chłopiec bawił się na huśtawce, korzystając z ostatnich chwil ciepła. Uwielbiał ten pęd powietrza i łaskotanie w brzuchu, ale największą zaletą huśtawki była możliwość spojrzenia na świat z wysoka. Tuż przy ziemi widział tylko plac zabaw – bawiące się dzieci i kilku dorosłych, zatroskanych o ich bezpieczeństwo. Za to gdy huśtawka wznosiła go bliżej nieba dostrzegał więcej. Widział alejkę, którą spacerowali inni ludzie, staruszków rozgrywających partię szachów i młodą kobietę, siedzącą samotnie na pobliskiej ławeczce.
- Dlaczego tamta pani jest smutna?
- Oddaliła się od Boga i już nie chce, albo nie potrafi wrócić do niego.
- To dlaczego On nie przyjdzie do niej?
- Bóg ją kocha i szanuje jej decyzję. Nie będzie się jej narzucał.
- Skoro ją kocha, to dlaczego zostawił ją samą?
- Samą? Przecież ma ciebie.
- Przecież jej nie znam.
- Ani ona nie zna ciebie. Ale ciebie może zobaczyć i usłyszeć. Zapukaj do jej serca, gdy będzie przechodzić obok. Uśmiechnij się do niej. Kto wie, może z ciekawości otworzy drzwi i dojrzy blask Boga, który jest w tobie.
Kobieta siedziała patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem. Liczne troski spowiły jej serce cieniem, przez który nie potrafiła cieszyć się pięknem tego słonecznego popołudnia. Wydawać by się mogło, że nic nie jest w stanie przebić tej zasłony smutku, którą oddzieliła się od świata. Tym większe wrażenie wywarł na niej ten nikły promyk słońca, który wdarł się znienacka. Na ułamek sekundy jej wzrok zatrzymał się na huśtawce. Bawiący się na niej chłopiec uśmiechał się. Do niej.
W ramionach ojca
Drobne ręce oplatające szyję, twarz wtulona w silne ramię, dziecko w objęciach ojca niesione do domu ze wspólnej wyprawy. Zmęczeni, ale szczęśliwi, że mogli ten czas spędzić razem.
- Tato? Spotkałeś kiedyś Boga?
- Bóg jest niewidzialny...
- Ale czy Go spotkałeś, tak w środku.
- Tak – odpowiedział po namyśle. - Wiele razy.
- Jakie to było?
- Trudno to opisać. Czułem Jego obecność. Czasem był bliżej, czasem dalej. Pamiętam dobrze tylko jedno spotkanie, tak bliskie, że Bóg wydawał mi się na wyciągnięcie ręki. Reszta była zaledwie cieniem tamtego spotkania.
- Skąd wiedziałeś, że to On?
- Takie rzeczy się po prostu wie. Gdy choć raz się tego doświadczy, nie da się tego pomylić z niczym innym. I wiesz, w dniu w którym poznałem twoją mamę, a także kiedy ty się urodziłeś, kiedy usłyszałem twoje pierwsze słowo... On w tym był.
- Kocham cię tato.
- Ja ciebie też, synku.
- On przy nas teraz jest, wiesz?
- Wiem. On zawsze jest.
Droga powrotna była krótka, bo krótka była wyprawa. Nie dlatego, że chłopiec nie byłby w stanie pójść dalej. Przecież był z nim ojciec, więc nawet krańce świata nie były zbyt dalekie. Po prostu nie był to czas na daleką wyprawę. Jeszcze nie.
Kenosis
Przeminął czas ciepłego światła igrającego wśród bujnej zieleni. Chłopiec z zachwytem podnosił każdy złoto-czerwony liść jaworu, leżący u progu domu. Wkrótce w jego ręku płonął przepiękny, jesienny bukiet.
- Mama mówi, że jesienne kolory są w liściach zawsze, ale pokazują się dopiero, kiedy zniknie zielony, którego jest bardzo dużo.
- Często jest tak, że coś musi ulec zniszczeniu, by coś innego mogło się objawić.
- Nawet, jeśli niszczy się coś pięknego?
- Na tym polega życie, jego piękno tkwi w ciągłych przemianach. Aktualna postać ulega zniszczeniu, by wyłonić się mogła inna, niemniej piękna, a dotychczas ukryta. Kamień może trwać niezmieniony całe wieki, lecz choćby był najpiękniejszym ze wszystkich kamieni świata, pozostaje martwy. Jego nieprzemijające piękno jest niczym wobec piękna kwiatu, który dziś jest, a jutro go nie ma. Nawet miłość, jeśli jest autentyczna, ma w sobie element samowyniszczenia.