dalszy ciąg "Po stronie cienia"
- Oliwia musi być jutro na rehabilitacji. Taka zabawa na dużej piłce, na brzuszku. Leszek gdzieś na budowie, nie wiem kiedy się pojawi. Możesz być o dziewiątej?
- Będę. Może coś dokupić, jakieś pampersy?… No…
- Jeszcze ma, ale możesz kupić. Wiesz jakie? Kupowałeś już.
- Może coś jeszcze?
- Nie… Chyba nie.
- Jak przyjadę, to wstąpimy do sklepu. Zastanów się czego potrzebujesz. A co z obiadem? Może coś upichcę? Wiesz… coś po drodze kupię.
- Zdaję się na ciebie.
- A tak, wszystko w porządku? Miałaś iść do kardiologa.
- Wybieram się. Pogadamy jak przyjedziesz.
- Wciąż masz te bóle w klatce piersiowej?
- Tak.
- Coś ci kupię w aptece. Ale do lekarza musisz iść.
- Dobrze. Muszę kończyć, bo Oliwia dopomina się butli.
- Do jutra.
- Pa.
Nie miałem ochoty siedzieć w mieszkaniu. Ostatnio strasznie się rozleniwiłem. Nie chciało mi się czytać, przeglądałem jakieś fragmenty, sięgałem najczęściej po eseje literackie Wirpszy i po „Politykę doświadczenia” Lainga. Ale i tak zadawalałem się fragmentami, a wybierałem te ulubione. Potem udawałem zamyślenie. Nic mi się nie chciało.
Postanowiłem wyjść, powłóczyć się po osiedlu.
Taki spacerek uspokaja, chyba też wycisza… Tylko, gdzie iść? W stronę cmentarza, w kierunku Centrum? Może właśnie tam, gdzie dużo ludzi? Usiąść pod parasolem na Stawowej; w pobliżu kilku stoisk ze starymi książkami? Może uda mi się jakąś kupić?
Usiąść przy piwie… w nagrodę, z setką żubrówki? Tylko co miałbym świętować? Pewnie kolejną, zakupioną i odkładaną na później książkę. A może, właśnie świętować to, że wreszcie udało mi się pokonać grawitację fotela, i jestem wśród ludzi?
To pewnie wyjdę.
…Ale siedzę w fotelu. Nie chce mi się wyjść. Pokój, mój pokój wyczynia różne czary, żeby mnie zatrzymać.
Na wprost mnie, i trochę z prawa stoi szafa. Ubrania wiszą na wieszaku. A wieszaki na drzwiach szafy. Jeśli przejdę obok nich, i spojrzę, może zahaczę wzrokiem o rękaw marynarki; o czym się zamyślę? Gdyby w niej był ktoś schowany, mój Anioł Stróż, przed czym by mnie ostrzegł?