dalszy ciąg "Po stronie cienia"
- Powiedz mi jak to jest… Żałowałeś, że skasowałem rosyjski serial „Karny batalion”, bo co?... Chciałeś go obejrzeć? Przecież jesteś niewidomy.
Zza moich pleców dobiegł szeroki i głośny śmiech Joanny.
- Matka! Pochwal się jak nazywasz Izbę Wytrzeźwień. Czyż to nie karny batalion?
- A, tak. – Roześmiał się.
- To może napijemy się? – zaproponowałem, wiedząc jak Joanna zareaguje, i miałem ochotę to zobaczyć.
- Chcecie chlać?! Wiesz jak tego nienawidzę! – zwróciła się do mnie. – Do końca życia mam być skazana na pijaków?!
- Joanno… jest taka gruzińska, piękna sentencja: „Kto pije sam, jest pijakiem, kto wnosi toasty, jest szczerym przyjacielem.„ Dlatego nie pozwól nam byśmy zostali pijakami. – Grałem jej na nosie, a przecież rozumiałem ją, i jej współczułem, że wokół siebie ma samych pijaków.
Mirek roześmiał się, i ożywiony powiedział:
- Ale i toasty muszą być szczere.
- Nie pozwalam! Bo wyrzucę z domu! – Joanna była prawdziwie wzburzona, niemal wściekła.
- Daj spokój… Przecież żartuję. Wiem… i nie ośmieliłbym się pić u ciebie. No… A wiesz … czy już dzisiaj mówiłem ci, że cię kocham? – Patrzyłem na nią głupio uśmiechnięty, choć cień ironicznej igiełki utkwił mi w kąciku wargi.
- A pocałuj mnie w… - Umilkła. I wzrok się jej wyostrzył. – Niedomówienie – uzupełniła; pewnie przypomniała sobie scenkę: „Ucz się Jasiu”, z kabaretu „Dudek”. Po czym, obróciła się na pięcie i wróciła do swojego pokoju.
Milczeliśmy. Było mi głupio. Niepotrzebnie ją prowokowałem. Teraz, faktycznie, i mnie miała za zwykłego ochlaptusa, a to źle mi wróżyło… Tak… wygłupiłem się. Ale, cholera, jej wściekłość była urzekająca. No.. głupek ze mnie.
Milczenie przerwał Mirek:
- … Jakie jest twoje życie? – zapytał poważnie.
Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. W popłochu uświadomiłem sobie, że nie znam odpowiedzi. To znaczy, coś mi mówiło, że wiem, bo to oczywiste, ale gdy chciałem ubrać tę wiedzę w słowa – trafiałem w pustkę.
- Dlaczego o to pytasz?
- Moje życie jest takie, jakie widzisz. Pewnie się już nie zmieni. Chyba tylko na gorsze. A z tobą jak jest?
- Nie wiem…co ci odpowiedzieć.
Jak to się stało, i dlaczego te słowa przyszły mi do głowy?
- Gram z diabłem w mariasza; jeśli jego lewa bierze – ja oddaję nią część swojej duszy. Jeśli moja lewa bierze – część jego duszy biorę ja. Gra trwa. Lecz teraz nie wiem kim ja jestem, a kim jest on. Nasze karty nie są znaczone. Blefujemy, ale nie oszukujemy. Jesteśmy jedną talią kart.
- Ciekawie mówisz… ale… tak poważnie. Zastanawiałeś się nad tym?
- Owszem… zastanawiałem się. Tylko, do czego zmierzasz?
- No, przecież musiałeś się zastanawiać. Masz swoje lata. Każdy się zastanawia.
- Mirek, o co ci chodzi? Mam tu robić rachunek ze swoich udanych i nieudanych planów życiowych? Mogę ci tylko powiedzieć, że nic mnie nie boli, mam co jeść, i trochę forsy, i jeszcze więcej długów, no i wciąż szukam lekarstwo na kaca. Ale o to chyba nie pytasz?
- … Chyba nie.
- To co chcesz wiedzieć? Jakie jest moje życie rodzinne? Czy więcej coś spieprzyłem, coś ważnego, i to na własne życzenie? I teraz mnie to męczy? Ja podchodzę do tematu… to jest, staram się podchodzić na luzie. Lepiej sobie powiedzieć, że nie jest źle, bo mogło być gorzej, bo nie ma tak, żeby się wszystko udało. W końcu jest fajnie… Nic nie boli, jest żarcie, można na spacer do parku, i są książki, które czyta się z pasją.