dalszy ciąg "Po stronie cienia"
Świat zapchany jest po brzegi prostymi ludźmi. Dla jakiej przyczyny są oni tak bardzo potrzebni politykom i poetom? Zdaje się, że te dwie figury na szachownicy nie potrafią się obejść bez pionków. Tylko, o co tak ważnego grają, dążąc do tylko sobie znanego celu?
Dzień parszywie się dłużył.
Nie miałem ochoty czytać Herberta. Powinienem … może wyjść na piwo?, posiedzieć pod parasolem; kilka takich knajp mam w pobliżu mojego bloku.
Ale był upał i duchota. Nie znoszę upałów. Podobnie mnie usadzają na swoim miejscu, w domu – jak młodość, która zbyt mocno kłuje w oczy przebrzmiałą krainą Wszelkich Możliwości. I choć młodość i upał, to stany przejściowe, to ich krótkie żywota teraz mi nie pomagają w uspokojeniu, wygładzeniu fali przemijania.
Mimo wszystko, niech młodość trzyma się mocno. A kaprysy starzejącego się mężczyzny niech diabli porwą.
Siedząc w fotelu, znowu się zamyśliłem nad „prostym człowiekiem”. Ciekawe czym się różni od „zwykłego śmiertelnika”? Musi być jakaś różnica.
… W życiu zwykłego śmiertelnika czyny bywają grzeszne, karalne, śmieszne, nijakie, głupie, i co tam jeszcze? Zwykły śmiertelnik nie zastanawia się nad tym. Dla niego użycie brzydkiego słowa lub drobna kradzież bilonu z portmonetki żony – może urosnąć do rangi największej zbrodni. Lecz przyzwyczaja się i wtedy jego cierpienie żyje sobie cichutko przykryte kapotą, ba!... może nawet nie domyśla się, że cierpi. Ale zdarza się raz w życiu, no… może dwa, że zwykły śmiertelnik dostrzega siłę czynu, którego był sprawcą. Dzieje się tak, zwykle zbyt późno, na starość, i wówczas dopada go poczucie winy. Bo już nie zdąży wyrobić sobie alibi. Ze wstydu ucieka i nocami błąka się od śmietnika, do śmietnika. Dobrze, gdy ktoś takiemu trzęsącemu się rękę poda, albo setkę wódki, i pogłaszcze po głowie. A potem – odejdzie z obrzydzeniem.
Choć zwykłym śmiertelnikiem się tylko bywa, jak poetą lub kanalią, to lepiej zawczasu westchnąć nad szklaneczką piwa i nie zapuszczać się zbyt głęboko w mroki swej duszy, gdzie ludzie i szczury w zgodzie żyją. Tam zwykły śmiertelnik musi, koniecznie musi stanąć twarzą w twarz z Bogiem. Z jego przejmującym milczeniem. Wówczas zwykły śmiertelnik otwiera puste oczy – i tak zasypia.
…Nad ranem, ulicą cichutko przejedzie niebieski radiowóz i da znać Centrali, by zabrali bezdomnego trupa tego, który zaczynał od brzydkiego słowa i od podkradania bilonu żonie – a potem strasznie się stoczył. Bo nikogo nie było, by mu wytłumaczyć, że warto mówić literackim językiem, a zamiast żonie oklepywać kieszenie i kraść drobniaki na piwo – można jeszcze dorobić na pół etatu.
No tak… „prosty” i „zwykły” człowiek, to chyba jeden pies. A zresztą… i tak politycy i poeci obejmują ich czule w przypływie poczucia swych misji; bez nich tracą rację swego istnienia.
A Joanna? Młoda poetka, głównie pisze o miłości, o jej braku, o poczuciu bliskości z mężczyzną – jeśli jest, i z olbrzymią tęsknotą za nim – gdy go nie ma. A może się mylę? Nie ma w jej wierszach cukru. Wszystko jest, jak powinno być, tak, jaka jest Joanna.
Muszę, koniecznie muszę wysłać jej wiersze na jakiś konkurs. Przecież jej obiecałem.
… A może jednak wyjdę na piwo? Chyba już nie ma takiej duchoty. Popatrzę na ludzi. I o niczym nie będę myślał.
4.
Zdrzemnąłem się. Obudził mnie telefon. O rany!... To znowu Joanna. Więc już się nie gniewa. I jak zwykle: „Oddzwoń” ( znowu brak impulsów ). Szybko wykonałem polecenie.