Dzień kolejny
Dzień zaczął się nie jak niegdyś. Teraz powiem, że jak zawsze. Lecz kiedyś to nie było tak.
Z rana zawsze telefon i przeważnie w słuchawce wrzeszczący głos szefa. Pracowałem jako redaktor w jednej z gazet i gdyby nie to że do moich obowiązków należało utrzymanie działu głównego tzn. bieżące informacje z kraju i ze świata to pewnie obeszło by się bez nerwów. Pamiętam ten codzienny zgiełk. Do pracy zawsze jeździłem autobusem bo nie ukrywam, że kierować nie mogłem. Lubiałem ten stukot barowych szklanek i kieliszków. Z rana zamiast śniadania tradycyjnie pokaźny kieliszek „czystej”. No cóż. Lepiej się pracowało i takie przyzwyczajenie. Nawet szef z czasem przyzwyczaił się. Nie zwolnił bo byłem zbyt cenny i wszystko miało ręce i nogi.
Gazeta była ogólnokrajowa więc napływ informacji z kraju i ze świata był bardzo duży. Jakie wybrać i zaakceptować tak aby się sprzedały? To był priorytet w moich obowiązkach. Dzisiaj nadal stoi dumnie redakcyjny „drapacz chmur” ale tylko jako pusty wieżowiec. Codziennie rano gdy już tym razem tradycyjnie wypiję ciepłą herbatę a czasem kawę (nawet alkohol w tych okolicznościach przestał sprawiać przyjemność) to odwiedzam moje „stare śmieci”. Chyba tak, żeby zbytnio nie myśleć o szarych realiach. Wchodzę do swojego starego gabinetu i włączając komputer udaję, że nadal jest jak niegdyś. Pusta poczta. Nie ma nowego info. Internet nie działa. Tylko czasem ten niewyraźny sygnał się pojawi. Dlatego nie raz godzinami spędzam czas przed komputerem w nadziei, że pojawia się coś więcej. Daremnie.
Automat z kawą na korytarzu pomimo, że stoi od wieków, prawie codziennie potrafi wystraszyć nagłym uruchomieniem gdy przeładowuje coś wewnątrz nawet nie wiem co. Nigdy nie korzystałem z tego wynalazku. Zawsze sekretarka robiła kawę. Ach co to była za sekretarka! Piękne niebieskie oczy, wyrafinowane aczkolwiek sympatyczne spojrzenie i te długie złociste włosy. Nie musiała nawet się malować i farbować a wręcz lśniła. Wysoka z długimi szczupłymi nogami. Jak modelka. Marzenie. Osobiście różnie bywało między nami. Raczej nie było, żadnej sympatii ze względu na moje „zalatanie” wydawnicze i wybuchowość. Często miałem ochotę jakoś wynagrodzić tą moją niefrasobliwość lecz jakoś ten czas, ciągle było go za mało. Teraz za późno. Mało tego teraz to całkiem zostałem jakby z umiłowaniem do siebie. Tak sam, ze swoją nerwowością, którą przez całą zaistniałą sytuację nagle wyleczyłem. Zastanawiam się czasem czy to co wokół mnie to nie jest czasem jakiś czyściec i pewnego dnia nie obudzę się w innym świecie.
Spojrzę czasem przez okno. Akurat dzisiaj dosyć pochmurnie ale to nie przeszkadza. Na tym świecie to jedyna rozrywka na żywo – pojawianie się słońca i chmur, dnia i nocy. Wieżowiec nie jest bardzo wysoki ma zaledwie dziesięć pięter lecz mimo to widok z ostatniego jest niesamowity. Dziś jednak chmury zakrywają panoramę. Zarysy gór na horyzoncie i niedalekie jezioro jest niewidoczne. Zresztą nawet gdy świeci to ciężko jest dojrzeć bo jakby te niegdyś promieniujące odbicie wody i zarysy gór schowały się nagle. Jakby były przez jakąś niewidzialną siłę zamazane mgłą. Mgła pasuje do pustego miasta i jest niemal zawsze i przez cały dzień prawie. Tylko regularnie o tej samej porze zrywa się dziwny wiatr niezbyt silny i rozwiewa na wszystkie strony. Po południu o osiemnastej zawsze tak, że aż do zmierzchu można „podziwiać” usypane groby. Zastanawiam się gdzie ja będę leżał. Czy na rogu ulic czy gdzieś w parkowej alei obok placu zabaw.
Szukam w tym swoim gabinecie cokolwiek co by mogło mi przysporzyć wrażeń. Nic. Wszystko na swoim miejscu coraz bardziej zakurzone. Lecz gdy kiedyś się przyjrzałem zakurzonym półkom cofnąłem się trochę wystraszony. Widać było drobne ślady jakby zaschnięte maluteńkie kropelki. Wydały się takie trwałe a zarazem świeże. Moja ciekawość wzięła górę. I odkryłem! Nie jestem sam! To drobne mrówki. Mają dziesiątki gniazd w całym budynku. Są tak małe, że musiałem wziąć do pomocy okulary mojego byłego szefa z gabinetu obok. Rzeczywiście jest ich tysiące! Meble, które z zewnątrz wyglądają na solidne w środku są drążone przez te małe stworzenia. Jeszcze są trwałe ale już widać czasem jak się łamią w najbardziej wąskich listwach. Zjadają drewno. Wystraszyłem się tym i postanowiłem sprawdzić co nie co na mieście. Drzewa. Przyjżałem się dokładnie. Zdrowe. Na szczęście bo to by oznaczało jedno – rychłą klęskę. Za to ławki piękne drewniane posągi w centrum miasta są już opanowane. Mrówki zjadają martwe drzewo! Zastanawia mnie dlaczego papier nie jest ani trochę naruszony…