Czarna Kompania
- O zabójstwie nic mi nie wiadomo, a żołnierze pierwsi podnieśli broń...
- To nie jest wytłumaczenie! - huknął urzędnik – Jeden ze strażników ma zmasakrowaną twarz! Mówiłeś, że nic nie wiesz o tej drugiej sprawie? Właściciel karczmy dokładnie cię opisał, pomijając fakt, iż sam się przyznałeś do tego, że tam byłeś.
- Panie... - tu Derian spojrzał na złotą odznakę stojącą na ławie. Płomienie odbite od karafki stojącej na jednym z regałów delikatnie oświetliły gładką powierzchnie identyfikatora. Widniały na niej pochyłe, wąskie litery, układające się w imię i nazwisko właściciela, a brzmiało ono Victor Reise. Staranne zdobienia i niebywała dbałość o szczegóły - ..Reise... wygląda pan na wystarczająco inteligentnego, by stwierdzić, że nie tylko ja jestem w kręgu podejrzanych. W tawernie był jeszcze elf i dziadek i nie zauważyłem, by byli w którejś celi. A może to ze względu na mój fach najemnika zostałem tak „gościnnie” powitany?!
Notariusz urwał monolog, krótkim ruchem ręki. Pozornie zachowywał spokój, lecz można było dostrzec groźne błyski w jego zimnych, rybich oczach. W słowach przesłuchiwanego było trochę racji. Mało kto lubił najemników, a niezmiernie często spotykali się oni wręcz z nienawiścią. Spowodowane to było, tym, iż dawniej wojownicy ci przesądzali o losach całych bitew. Szczególnie nie przepadano za Czarną Kompanią, ponieważ była ogromna konkurencją dla reszty żołnierzy. Rzadko spotykane umiejętności walki i zaklęcia chroniące tych wojowników, czyniły z nich groźnych przeciwników.
- Ktoś inny za coś takiego, mógłby cię bez ogródek powiesić, lecz z racji tego, że przysługuję ci prawo do obrony udam, że tego nie słyszałem. Wspomniałeś przed chwilą o kręgu podejrzeń. Cóż elf za wiele nie powiedział. Bełkotał coś tylko o kłach, czy pazurach. Potem padł bez przytomności. Podejrzewamy, że został odurzony.
- A co ze starcem? Wygląda na to, że tylko on może potwierdzić prawdziwość moich słów.
- Człowiek, o którym mówisz nie istnieje. Gospodarz karczmy twierdzi, że siedziałeś sam przy stole, obok drzwi, zwrócony plecami do lady. Nikogo innego nie widział.
Łowca poczerwieniał ze złości. Nie dość, że dał się oszukać staremu gawędziarzowi, to jeszcze nie mógł dowieść swej niewinności.
- Póki nie rozwiążemy sprawy, lub nie wpadniemy na jakiś trop pozostaniesz tutaj. - rzekł spokojniejszym głosem urzędnik.
Pociągnął za złoty łańcuszek zwisający z sufitu i po chwili do sali wmaszerowali dwaj gwardziści. Wzięli więźnia pod łokcie i wrzucili z powrotem do celi. Po upływie kilku dni spędzonych w zamknięciu, popadł w pewnego rodzaju nostalgię. Przyzwyczajony od młodości do wędrówek i towarzystwa broni, zamykał się w sobie na jakąkolwiek wzmiankę, lub ich widok. Pomimo iż wieści nie dochodziły do niego zbyt często, wnioskował spory wzrost przestępczości, gdyż po upływie około dwóch tygodni, cele więzienne pękały w szwach. Na następny dzień, dołączył do niego niezwykle blady mężczyzna o ciemnych, blond włosach. Miał piwne, bystry oczy i haczykowaty, nadający mu charakteru nos. Przedstawił się jako Shade Haven. Twierdził, że pochodzi z południa. Południowcy odznaczali się krępą posturą i ciemnym kolorem skóry. Jednak karnacja przypominająca albinosa, i szczupła sylwetka mężczyzny wskazywały na coś zupełnie przeciwnego. Śmiało można było stwierdzić, że pochodził z północy, najpewniej z Avogardu. Tamtejsza ludność wyróżniała się tymi właśnie cechami. Było to spowodowane, poprzez warunki terytorialne. Na północy państwa znajdowały się góry, a niemal całą zachodnią część pokrywał las. Brumijczyk, nie drążył jednak tematu, na co nowy zareagował ulgą.
- Za co cię wsadzili? - zapytał Shade.