Cudowny obraz pierwszego sekretarza (cz.2)

Autor: ZiKo
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

-        A co jest jeszcze bardziej magicznego, od bycia sztukmistrzem?!

Tęgi jegomość wzruszył ramionami i odpowiedział z tajemniczą miną:

-        Można być z pozoru zwyczajnym przechodniem i jak inni chodzić na spacery do parku, kupować od ulicznego sprzedawcy bukiew, dokarmiać wiewiórki albo łabędzie...

Mężczyzna odchrząknął, po czym mówił dalej.

-        A gdzieś tam w środku być prawdziwym cudotwórcą.

Znów odchrząknął.

-        Przez całe życie byłem w drodze. I nie chodzi o jakąś główną, wielopasmową, z całym zapleczem gastronomiczno-hotelowym, ale najczęściej o boczne drogi, niejednokrotnie szutrówki, ze stukającymi kamykami w podwozie furgonetki.

 

Tłusty jegomość wyjął termos i zrolowaną gazetę spod pach i położył obok siebie na ławce, bo mu przeszkadzały w gestykulowaniu.

 

-        Mój samochód to był prawdziwy relikt z poprzedniej epoki, który wymagał czasem niemałych iluzjonistycznych umiejętności, żeby go odpalić. W podróży towarzyszyła mi moja asystentka, którą publicznie rżnąłem piłką ręczną, a prywatnie była moją kochanką. Jeździliśmy od powiatu do powiatu z występami, robiąc sobie dłuższą przerwę w okresie świąteczno - zimowym, podczas której odgrywałem rolę dobrego męża, ojca i dziadka, oraz obmyślałem nowe sztuczki, a asystentka grała starą, aseksualną pannę. I żyliśmy tak sobie długo i szczęśliwie, dając ludziom wiarę w nadprzyrodzone siły i zdolności, aż razu pewnego poczułem się zwyczajnie i po ludzku – źle. Okazało się, że jestem ciężko chory i zostało mi niewiele czasu. Leżałem na łożu śmierci, otoczony przez rodzinę, przyjaciół, znajomych i tych wszystkich, którzy liczyli, że na koniec zrobię jeszcze dla nich jakąś sztuczkę. Coś spektakularnego. Zaświeciła się niejedna para oczu, kiedy poprosiłem moją asystentkę o podanie najważniejszego rekwizytu - magicznego cylindra. Chciałem jeszcze drżącą ręką z niego wydobyć ukrytego w specjalnym schowku małego króliczka, ale już nie dałem rady. Został wspomniany kapelusz i ukryty w nim króliczek. Po pewnym czasie zwierzak zdechł z powodu braku ruchu, marchewki, słońca i wody.

 

Tłusty jegomość czule pogładził rondo swojego magicznego cylindra.

 

-        I stała się rzecz przedziwna. Kapelusz, troszkę już przykurzony, zaczął śmierdzieć trupem. Spowodowało to wielkie poruszenie, a nawet podziw. Ludzie stwierdzili jednogłośnie, że ten oto prowincjonalny iluzjonista był prawdziwym mistrzem, największym w całym województwie. Co ja gadam, w całym kraju!

 

Kiedy tłusty jegomość jeszcze mówił, otworzyło się okienko kasowe. Podszedł do niego kudłaty chłopak.

-        Poproszę bilet w jedną stronę.

 

-        Dokąd? - zachrypiał głośniczek.

Kudłaty Chłopak wzruszył ramionami.

-        Byle dalej od tego wszystkiego!

 

-        Życie polega na kręceniu się w kółko. Jak w miniaturowym świecie kolejek Piko - stwierdził głośniczek.

Kudłaty chłopak wyjął z plecaka portfel.

-        Ale niektórzy odchodzą bezpowrotnie.

 

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
ZiKo
Użytkownik - ZiKo

O sobie samym: Piszę rymowanki takie bardzo proste, co się nazywają rymy częstochowskie liczę więc sylaby, jak sie na nich skupie, to wychodą słowa czasem bardzo głupie grunt, że się rymuje, że coś napisałem może wyszło słabo, ale dobrze chciałem
Ostatnio widziany: 2023-05-14 09:23:51