Niezapominajka
Niejedno Pietia już w swoim życiu widział i z niejednego trupa wnętrzności wyjadał. Stepy porośnięte jadowitą, radioaktywną trawą; poparzeni ludzie umierający w męczarniach; zmutowane zwierzęta tak łase na ludzkie mięso, że potrafiły ścigać ofiarę przez wiele dni, nierzadko padając z wyczerpania w trakcie tych podchodów - to wszystko czekało na nieostrożnych wędrowców.
Jeden człowiek, jeden krótki rozkaz, jeden przycisk – tak niewiele wystarczyło, by powalić świat na kolana. Choć od wojny minęły już trzy wieki, choć ocaleni nadal boleśnie odczuwali jej skutki, to jednak starali się odbudować cywilizację.
Wznoszono wioski i miasta, najmniej skażone połacie terenu próbowano jakoś zagospodarowywać, pomiędzy osadami rozkwitał handel. Ujmując rzecz najprościej, po nagłym upadku gatunek ludzki powoli wstawał z klęczek.
Zdarzały się oczywiście wyjątki. Miejsca, w których czas jakby się zatrzymał. Ostrzegano Pietię przed zapuszczaniem się w te rejony, jednak awanturnik nie byłby sobą, gdyby nie sprawdził, czy w mrożących krew opowieściach jest choć ziarenko prawdy.
Mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. O tym, że powiedzenie to jest ze wszech miar słuszne, przekonał się bardzo szybko.
Początkowo, kiedy przechodził przez zapyziałe wioski, których mieszkańcy odziewali się łachmanami i budowali szałasy ze śmieci oraz złomu, nie zwracano na niego zbytniej uwagi. Co najwyżej wytykano palcami i obrzucano obojętnymi spojrzeniami.
Wszystko zmieniło się, kiedy postanowił nawiązać kontakt z miejscową ludnością.
- Zdrastwujcie tawarisz – zagadnął jednego z mężczyzn grzejących się przy ognisku u stóp rozłożystego drzewa.
Reakcja nieznajomych była co najmniej dziwna. Zerwali się na równe nogi, wlepili w Pietię nabiegłe krwią ślepia, a następnie skoczyli na niego, wrzeszcząc coś w języku, którego nie rozumiał.
Awanturnik próbował się bronić. Wypalił kilkakrotnie z pordzewiałego pistoletu, kładąc trupem trzech napastników, jednak szybko został obezwładniony. Zbiegła się chyba połowa osady. Pietię kopano i bito. Po potężnym uderzeniu w twarz wypluł kilka zębów. Dwa pęknięte żebra przebiły skórę na jego klatce piersiowej, a prawa noga została wygięta jak u strusia.
W końcu tłum rozstąpił się i nad półprzytomnym Pietią nachyliła się pomarszczona staruszka. Nie miała jednego oka, z oczodołu wyciekała gęsta, cuchnąca ropa i kapała awanturnikowi do ust. Obwisłe piersi nestorki dyndały niczym wahadła w zegarze, a tłuste, skołtunione włosy wystające spod podziurawionego beretu falowały przy najlżejszym nawet podmuchu wiatru.
Babcia, energicznie gestykulując, skrzekliwym głosem wydała kilka poleceń. Ktoś złapał Pietię za nogi i zaczął ciągnąć po ziemi. Ostre kamienie rozcinały mu skórę na plecach, coraz silniejsze fale bólu zalewały umysł. W końcu zemdlał.
Ocknął się dopiero, gdy wylano na niego kubeł ekskrementów. Smród na chwilę pozbawił go oddechu. Z trudem otworzył oczy. Ujrzawszy starowinkę stojąca przy nim z uniesionym nad głowę zakrzywionym nożem, zadrżał ze strachu. Chciał uciec, jednak okazało się, iż jest unieruchomiony. Przywiązano go do ociosanego kamienia. Szarpał się i wił, ale więzy trzymały mocno. Babka nie zwlekała z egzekucją. Mamrocząc coś pod nosem, wbiła sztylet prosto w serce awanturnika. Pietia wrzasną, zadrżał konwulsyjnie i skonał.
Gdyby ktoś kiedyś odnalazł jego zmumifikowane truchło, na co, nawiasem mówiąc, szanse były bliskie zeru, i obejrzał je dokładnie, odkryłby coś niezwykle ciekawego. Podczas badania oczu ujrzałby wypalone na siatkówce odbicie ostatniej rzeczy, jaką Pietia widział przed śmiercią – pomarszczoną babkę z uśmiechem satysfakcji wykwi