Cmentarny spacer

Autor: cod
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Pod krzyżem, który symbolizował zmarłych duchownych stał niski mężczyzna. Robert ocenił go na jakieś pięćdziesiąt lat. Może trochę więcej. Był szczupły i dwuczęściowy brązowy garnitur wisiał na nim jak na strachu na wróble. Robert nie miał nic do ludzi, którzy ubierali się trochę inaczej, ale ten gość wyglądał, jakby trafił nie w tą bajkę, co planował. Ubranie było wyświechtane i wyglądało na stare. Czerwone słońce odbijało się od łysiny mężczyzny pokrytej nielicznymi zaczesanymi kosmykami cienkich włosów. Wpatrywał się w Roberta jakby byli dobrymi przyjaciółmi, którzy przypadkowo wpadają na siebie po kilkunastu latach.

– Dzień dobry – odpowiedział niepewnie Robert.

Facet przez cały czas się uśmiechał. Robert nie mógł ocenić czy szczerze czy nie. Jedno wiedział na pewno – facet był stuknięty.

– Mogę w czymś pomóc? – spytał faceta, podczas gdy tamten sięgnął po paczkę papierosów do wewnętrznej kieszeni marynarki.

– Jak się pan czuje? Pytanie było tak dziwne, że Robert roześmiał się i tym razem nie przejmował się subtelnym zakryciem ust ręką. Gość, którego spotyka się na cmentarzu, o zachodzie słońca, przy wtórze żałobnych pieśni nieopodal. Nie. Nie miał na to czasu, ani ochoty. Miał ciężki dzień w pracy. Szef nie dawał mu spokoju całe osiem godzin. Zrób to, zrób tamto, szybciej, na wczoraj, na przedwczoraj – słyszał to dziś na okrągło. Obiecał Magdzie, że pojedzie na ten cholerny cmentarz, położy kwiaty na grobie jej babci, a nawet zmówi krótką modlitwę. Potem pojedzie do domu, rozsiądzie się na fotelu, otworzy butelkę Żywca…

– Spytałem jak się pan czuję? – ponownie z rozmyślań wyrwał go głos faceta w śmiesznym garniturze.

– Dziękuję, bardzo dobrze – odpowiedział i sam nie mógł uwierzyć, że powstrzymał się od śmiechu. – Przepraszam, ale… – szybkim krokiem minął mężczyznę i zostawił go za sobą. Nie miał ochoty obcować z tym świrem ani chwili dłużej.

– A jak Magda? – usłyszał za sobą głos i znieruchomiał.

Powoli odwrócił się i przyglądnął się facetowi. Twarz miał pociągłą, wychudzoną i pokrytą delikatnymi bruzdami. Był dość mocno opalony. Robert nie wiedział czy to wina słońca czy papierosów. Brązowe oczy nie mówiły nic. Krawat niedbale zawiązany na niegdyś białej koszuli. Za duża marynarka, pod którą spokojnie zmieściłaby się jeszcze jedna osoba. Robert badawczo się mu przyglądał i usilnie próbował przypomnieć sobie chociaż najmniejsze skojarzenie, które pozwoli mu na to, żeby mógł przypomnieć sobie z kim rozmawia.

Wszystko na nic. Nie znał gościa. Nie było mowy, żeby kiedykolwiek się spotkali. Jego pamięć do twarzy niezbyt często go zawodziła, a jeśli nawet czasem się to zdarzyło to trwało to jedynie chwilę, po czym następował uśmiech, uścisk dłoni i poklepywanie ręką. A teraz… Teraz nic.

– Najmocniej przepraszam, ale czy my się znamy? – spytał Robert. Mężczyzna zaciągnął się papierosem.

– Nie ma za co – odrzekł wydmuchując dym. – Nie masz mnie za co przepraszać – uśmiech rozjaśnił mu twarz.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
cod
Użytkownik - cod

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2011-03-09 14:56:56