Cmentarny spacer
Wyróżniał się wzrostem, więc nawet z pewnej odległości mógł dojrzeć krzyż wbity nieopodal dołu, w którym spoczęła trumna. Wytężył wzrok… i nogi się pod nim ugięły.
ROBERT KORWAŁ
22. 11. 1981 – 19. 07. 2009
Zginął śmiercią tragiczną
Poczuł jak żołądek podchodzi mu do przełyku. Krew z ogromną siłą uderzyła do głowy i zawirowało przed oczami. Poczuł suchość w ustach i zrobiło mu się tak słabo, że musiał podtrzymać się na nagrobku. „Nie opieraj się o groby zmarłych. To są ich domy. Nie opieraj się, bo będą cię po nocach straszyć”, usłyszał głos własnej matki. Jakby z oddali, we mgle. „Jeżdżą jak idioci i potem giną ludzie. No taki młody chłopak. Całe życie przed nim”, dobiegł go kolejny głos tym razem wypowiedziany przez starszą kobietę w czerni do swojej współtowarzyszki.
Pani Kuryłko. Sąsiadka spod dwójki. Niemożliwe. Co tu się do cholery dzieje? Kolejna fala krwi podeszła mu do głowy. Znów ledwo co utrzymał się na nogach. Pomimo zawirowań dostrzegł na sąsiednim nagrobku niewyraźne zdjęcie faceta, którym rozmawiał przez całą drogę przez cmentarz. STANISŁAW KORWAŁ. Dat życia nie potrafił doczytać. Wzrok go zawodził. Obraz dwoił się i troił.
Po raz kolejny odwrócił się w stronę (swojego???) grobu.
Magda.
W ubranej w czerń kobiecie spazmatycznie łapiącej powietrze rozpoznał swoją dziewczynę. Ciemne okulary miały zakryć rozpływający makijaż, bo palące słońce nie było już problemem. „Mój pogrzeb będzie o zmroku”, dobiegł go tym razem jego własny głos. „A ja i tak ubiorę ciemne okulary. Przecież wiesz, że ciężko mi się gdziekolwiek bez nich ruszyć” – głos Magdy. Jakby z oddali, ale trochę bardziej wyraźny.
Magda? Pogrzeb? Przecież dziś rozmawialiśmy? Ona jest w pociągu? Co to jest do ciężkiej cholery? Pytania goniły jedno za drugim. Żadnej odpowiedzi. Stanisław Korwał? Ojciec? Matka mówiła, że nie wie gdzie jesteś pochowany. Mówiła, że tak jest lepiej.
Skierował wzrok w stronę mężczyzny, który uśmiechnął się i odpalił papierosa.
Magda podtrzymywana przez Kubę przeszła obok. Jakby nigdy nic. Nie zauważyła go. Nikt go nie widział. Ostatni żałobnicy rzucali na dół garstki ziemi. Robert odszedł parę kroków i jeszcze raz spojrzał na krzyż z jego imieniem i nazwiskiem. ROBERT KORWAŁ.
Tym razem ziemia osunęła mu się spod nóg. Krew uderzyła do głowy z ogromną siłą. Poczuł mdłości i zrobiło się ciemno.
Duszno i parno…