CIENIE WOLONTARIATU
czułabym się niezręcznie zapraszając gości, tym bardziej ją. O dziwo udało mi się przekonać swoją wolontariuszkę, żeby podała mi do siebie dokładny adres. U sąsiada był telefon stacjonarny, ale nie chciałam przysparzać za wszelką cenę rodzicom dodatkowych kosztów finansowych za impulsy. Ewa adres napisała mi do siebie bez podania w dalszym ciągu swojego nazwiska. Zapewniając mnie: - bez nazwiska, dokładny adres pocztowy, ale bez problemu dotrze twój list do mnie. O wznowieniu naszych spotkań miałam poinformować ją już po naszej przeprowadzce na nowym miejscu. Coraz bliżej była astronomiczna jesień. Rodzice co dzień kursowali komunikacją miejską, by sprawdzić w trakcie robót majstra z pracownikami. Około 44 m. kw. zajmowało 3 małe pokoje, kuchnia i łazienka. Mama z ojcem postanowili ściany wyburzyć między pierwszymi 2 pokojami i między 3 pokojem a kuchnią po to, by było dla mnie jak najwięcej przestrzeni. Wtenczas zostawałam sama. Owszem mogłam do woli oglądać telewizję, słuchać radia i muzyki z kaset, płyt cd z wieży nieżyjącego sąsiada, ale z czasem zaczęłam coraz bardziej tęsknić za kontaktem bezpośrednim z kimś drugim żywym tak jak ja. W mieszkaniu odczuwało się chłód, nikt z nas trojga nie miał na podorędziu cieplejszej odzieży na jesień i zimę, bo wszystkie rzeczy zimowe mama spakowała wcześniej do pudełek i razem z tatą wywiozła na przechowanie do rodziny na wieś. W mieszkaniu na stancji jak na złość jeszcze kaloryfery zapowietrzyły się na dobre. Nie dość, że wszędzie było pozastawiane i zagracone meblami, przez co nie mogłam się ruszyć, to marznąc szybko przeziębiłam się już na początku września. Mama chodziła do Przychodni Zdrowia po doktorkę raz, drugi ona przychodziła na wizyty domowe. Przepisywała różne lekarstwa przeciw grypie, ale mnie nic nie pomagało, nawet domowe sposoby picie prażonego mleka, z cukrem piwa, jedzenie w dużej ilości miodu, za którym nie przepadam, oraz picie soku malinowego, inhalacje w przegotowanej słonej wodzie. Nos miałam zawalony i płuca flegmą, ale ani nic nie odrywało mi się, ani nie miałam kataru. Z dnia na dzień stan zdrowia mojego pogarszał się. Najbardziej męczył mnie potwornie suchy kaszel, wprost nie dawało mi mówić i wysoka temperatura, na dodatek bardzo nasiliło się u mnie uczulenie na całym moim ciele na tle alergicznym. Po dzisiejszy dzień nie wiem, co spowodowało to, iż przewlekle cierpiałam na nie od marca do listopada tamtego roku. Próbowałam niejednokrotnie wyleczyć się z tego uporczywego uczulenia skórnego, smarując się bez przerwy różnymi maściami kupczymi i robionymi specjalnie dla mnie w aptece, wg. zalecenia lekarza. Maści jedynie na moment łagodziły świąd. Specjaliści- dermatolodzy oglądając mnie, załamywali ręce, czując bezradność. Ścisła dieta z ograniczeniem poszczególnych owoców, warzyw i przypraw do potraw, kosmetyków do codziennej pielęgnacji ciała nic nie wskórały. Pewnej niedzieli bardzo nudziłam się, sięgnęłam po słuchawkę i wykręciłam numer telefonu do Ewy. Odebrała go ode mnie kobieta. – Dzień dobry, jestem Laura Żakowska, czy mogę poprosić do telefonu Ewę? Po przedstawieniu się zapytałam ją. –Mojej córki nie ma w domu wyjechała na 2-tygodniową wycieczkę zagraniczną do Grecji. Odparła Ewy mama. –A kiedy wróci stamtąd? Zapytałam. –Za tydzień mniej więcej. Może mogłabym coś Ewie po powrocie przekazać? Spytała z ciekawością proponując mi. Pech chciał, że i moja wolontariuszka należała do grona alergików, ale wtedy nie miała jeszcze z sobą bardzo podobnych do moich problemów zdrowotnych . Tydzień później oddzwoniła do mnie w poniedziałek. Dawało się wyczuć po głosie Ewy, że jest bardzo szczęśliwa. -Mama przekazała mi, że dzwoniłaś. Mam ci tyle Lauro do opowiedzenia po powrocie z Grecji! –Tak Ewo zatelefonowałam do ciebie, ale jak sama słyszysz przez telefon, załapałam grypsko, które trzyma mnie. Tydzień temu miałam nadzieję, że mi w ciągu paru dni przejdzie do czasu twojego powrotu do domu, ale niestety strasznie męcz