Budka z pocałunkami cz4
dziwym mężczyzną w tej formie.
– Nolan!
– No co? Tylko mi nie mów, że się przejmujesz tym głupim gadaniem? Przecież to nie twoja wina, że nawet heterycy lecą na ciebie! Jesteś seksowny, inteligentny i masz to coś, co sprawia, że każdy się na ciebie napala. Chyba nie ma się czym przejmować, skoro to nie twój problem…? – zapytał, unosząc do góry wyraźnie zarysowaną jasną brew, przyszpilając niższego mężczyznę w miejscu.
Cory uniósł dumnie podbródek odpowiadając mu równie twardym spojrzeniem.
– Nie. Mam w nosie to co mówią za moimi plecami. – Oświadczył stanowczo i spokojnie. – Dla mnie to bez znaczenia co myślą i co sobie wyobrażają na mój temat – dodał ze wzruszeniem ramion. – To było nieuniknione, że zacznie się gadanie i głupie wymysły. Szkoda, że niektórzy zapomnieli, że znają mnie już kilka dobrych lat. – Cory po raz pierwszy od kilku dni poczuł jak wraca jego pewność siebie i spokój. Zdał sobie sprawę z tego, że wszystko co powiedział jest prawdą.
Nigdy wcześniej nie przejmował się opinią innych, tylko o tym zapomniał.
Nolan wymusił na nim reakcję. Choć zrobił to nie tylko obcesowo, ale i w bardzo niekonwencjonalny sposób, ucierając przy okazji nosa podsłuchującym ich ludziom.
– No, mój drogi. Tak właśnie myślałem! – Mężczyzna wyszczerzył perfekcyjnie białe zęby w szerokim uśmiechu. Jego szare oczy błyszczały złośliwe, choć widać było w nich niewysłowiony smutek. Cory był mu wdzięczny, ale nie miał sił, aby się z tym zmierzyć. Zbyt wiele rzeczy działo się w jego życiu w tym momencie. Nolan choć był przyjacielem, to właśnie to zdawało się być głównym problem. Nie mogli być nikim więcej dla siebie.
– Dzięki za spotkanie. – Wstał wolno, z wdzięcznością uśmiechając się do swojego towarzysza. Czuł się jakby wielki ciężar spadł mu z ramion. – Musimy się umówić na jakieś piwko. – Z wahaniem ucałował idealnie wygolony policzek towarzysza. Nie obchodziło go co powiedzą świadkowie jego zachowania. Miał zamiar być wreszcie sobą.
– Spoko skarbie! – Nolan bez żenady skradł kubek z kawą przyjaciela i z mrugnięciem oka pożegnał go wesoło. – Idź i bądź grzeczny, żadnego podrywania chłopców w godzinach pracy. Zdzwonimy się.
Śmiejąc się Cory odniósł tacę i ruszył z powrotem do biura. Miał w cholerę roboty.
Z tym, że nie czuł się już, jakby był tutaj za karę…
Nolan zdławił ciche westchnienie, na oślep wyciągając komórkę z kieszeni. Z trudem udało mu się oderwać spojrzenie od przystojnej, szczupłej sylwetki znikającej w drzwiach. Jedyną jego pociechą było to, że Cory odzyskał swój sprężysty krok, a jego ramiona były wyprostowane jak na dumnego mężczyznę przystało. Żałował, że nic nie może poradzić na zranione serce swojego przyjaciela i coraz głębsze bruzdy, wywołane stresem i smutkiem, odznaczające się na jego młodej twarzy.
Współczucie mieszało się w nim z wściekłością na Connora St. Charlesa.
Drań mógł mieć wszystko co najlepsze, a wyrzucał to bez zastanowienia.
– Słucham? – cierpki głos Connora wzdrygnął Nolana, szybko jednak nad sobą zapanował. Musiał zrobić co w jego mocy, aby pomóc Cory'emu, bez względu na to co kto sobie pomyśli.
Chciał mieć nadzieję, że i dla niego ktoś zrobiłby to samo.
– Z całą pewnością wiesz, że życie Cory'ego to koszmar w tym momencie i to nie tylko dlatego, że kocha twój durny tyłek jak szalony? – zapytał cicho i drętwo, nie dając właściwie czasu na odpowiedź zaskoczonemu mężczyźnie. – Jest szykanowany. Szydzą z jego uczuć do ciebie i plotkują o nim. Rzeczy które wymyślają są wręcz uwłaczające jego god
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora