Trzy razy JA
Przychodzi czas, kiedy oglądamy się za siebie i podsumowujemy swoje życie. Sporo mamy do przemyślenia.
W czasie pewnego popołudnia, dumając o wczorajszym spotkaniu z koleżanką, wiecznie niezadowoloną, klasyczną „Matką Polką, wielbłądzicą dwugarbną : na jednym mąż i dzieci, na drugim reszta świata, czyli pijawki (nic nie ujmując tym pożytecznym zwierzątkom)", przypomniałam sobie inne spotkanie sprzed lat.
Był czas, kiedy ja też należałam do tego typu osób i cały czas uważałam, że jestem coś komuś winna, coś dla kogoś lub za kogoś muszę zrobić i miałam jeszcze inne, bzdurne pomysły, z przymusem jako głównym motywem działania. Funkcjonowałam tak do czasu, gdy na swojej drodze spotkałam bliską sąsiadkę, która opowiedziała mi pewną historię o swojej koleżance:
„Kilka lat po wojnie miałam w szkole koleżankę, była to taka szara myszka, której nikt nie zauważał i każdy ją mijał, jakby nie istniała. Po ukończeniu szkoły rozeszły się nasze drogi i nie widziałam tej koleżanki chyba ze trzydzieści lat. Pewnego jesiennego dnia szłam smutna z tobołkami zakupów. Naprzeciw mnie szła elegancka kobieta. Jej twarz wydawała mi się dziwnie znajoma, ale nie mogłam skojarzyć, kto to jest. Gapiłam się na nią jak na dziwoląga, aż wstyd mnie wziął. A ona podeszła do mnie i z niewiarą wymieniła moje imię. No nie, to nie możliwe. A jednak. To była nasza „szara myszka", koleżanka ze szkolnej ławy, ale jakże odmieniona! Zadbana, energiczna, piękne włosy, błyszczące oczy, uśmiechnięta i bardzo pewna siebie. To ja przy niej wyglądałam jak szara myszka. Widząc mój pytający wzrok roześmiała się i opowiedziała swoje koleje losu.
Po ukończeniu szkoły podstawowej zaliczyła handlówkę i rozpoczęła pracę w sklepie. Dzień był podobny do dnia, a noc do nocy, wszystko smutne i bezbarwne, jak pochmurne jesienne dni. Którejś nocy wracając z popołudniowej zmiany, potknęła się na koślawej płycie chodnikowej i upadła. Pomógł jej starszy pan z pieskiem na spacerze, nie tylko podniósł, ale zaprowadził do swojego domku, gdzie jego żona, wesoła miła pani opatrzyła potłuczone kolana.
Zaszyła rozdartą spódnicę i zaprosiła na najbliższy niedzielny obiad. Tak poznała swojego męża, syna tych ludzi i tym samym zyskała w teściowej cudowną matkę, bo jej rodzice zginęli w czasie wojny.
Teściowa okazała się mądrą kobietą i to ona nauczyła ją jak żyć i jak się z tego życia tak naprawdę cieszyć. Jedną z mądrości życiowych starszej pani była odpowiedź na pytanie:
CO JEST NAJWAŻNIEJSZE W ŻYCIU CZŁOWIEKA?
Odpowiedź powinna brzmieć: najpierw JA, potem JA, potem znów JA a dopiero później moja krew, czyli dzieci, rodzice, mąż/żona i dopiero przyjaciele, koledzy i cała reszta świata, a rozumieć to należy następująco:
Pierwsze JA - to moja głowa, mój umysł, mój rozum, moja wiedza. Im więcej będę umiała, im więcej wiedzy przyswoję, im lepiej poznam zasady życia, przepisy, normy prawa, tym lepiej będę mogła zarządzać własnym życiem, życiem rodziny i wspierać pozostałych. Dlatego trzeba się dużo uczyć, zarówno w szkołach różnych szczebli, ze studiami włącznie, jak i czerpiąc z doświadczeń innych ludzi.
Drugie JA - to moje serce, moja miłość, moja dusza. Jeśli będę akceptowała siebie, lubiła siebie i kochała siebie taką, jaką jestem, z moimi wadami i niedoskonałościami, miłością bezwarunkową i bezgraniczną, to miłość w moim sercu będzie rosła, wypełni je po brzegi, zacznie się z niego wylewać. Dopiero wtedy będę mogła ją szczerze rozdawać wszystkim potrzebującym. Z pustego nawet Salomon nie naleje. Nie kochając siebie, nie będę umiała prawdziwie kochać innych.
Trzecie JA - to moje ciało, mój żołądek, moje zdrowie. Jeżeli ja będę najedzona, zadbana, zdrowa, ciało moje będzie sprężyste i silne, to będę miała siłę uczyć się, kochać siebie i innych i godnie żyć. Z mojej słabości nic dobrego nie wyniknie, więc najpierw jestem ja, a dopiero później inni. To jest prawidłowo rozumiany, zdrowy egoizm".
Wysłuch