Budka z pocałunkami cz4
sztki żelu z jego pośladków i ud. Każde miejsce obdarzył również pocałunkiem. Nie całkiem nasycony. Nadal potrzebujący bliskości i dotyku.
Serce Cory’ego chciało wyrwać mu się z piersi. Nie tylko wzruszony i mile zaskoczony był troską ukochanego, ale przerażało go to, że bez trudu mógł się przyzwyczaić do takiego traktowania. Już nigdy nie będzie w stanie zadowolić się niczym mniej.
– Za dużo myślisz skarbie – Connor skarcił go lekko, opatulając ich szczelnie kołdrą. Bez zwracania uwagi na protest Cory’ego przytulił go do swojej klatki piersiowej i zarządził: spać!
Po długiej chwili ogłuszającej ciszą w której Connor zastanawiał się czy słychać było walenie jego serca, wymusił słowa, które echem odbijały się w jego głowie. Widział przecież oczy Cory’ego. Tęsknotę, żal, strach i nadzieję.
– Cory… mogę ci obiecać…
Nawet nie wiedział jakim cudem udało mu udawać, że zasnął. Ale jak mógł po tym co powiedział mu Connor? Wolno, na wdechu, z sercem w gardle wymknął się z zapraszającego, ciepłego łóżka i chwytając ubrania w garść wymknął się z pokoju. Za nic nie chciał obudzić Connora. Nie mógł. Nie był nawet w stanie obejrzeć się, aby na niego spojrzeć.
Musiał uciec. Musiał się ukryć…
Choć zdawał sobie sprawę z tego, że przerażające, zatrważające słowa Connora będą go ścigać wszędzie.
„Mogę ci obiecać… że będę wracał po więcej…” – wyszeptane cicho, z rezygnacją i ostatecznością – przerażało Cory'ego na śmierć.
Paraliżowało nadzieją…
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora