Budka z pocałunkami cz2
onego gościa, sięgnął do lodówki i wziął dla siebie małą butelkę, i po odkręceniu nakrętki wypił pół na raz. Może jak się znieczuli, będzie mniej bolało.
– Jest siódma rano – odparł zdegustowany mężczyzna. Kiedy Cory odwrócił się, aby na niego spojrzeć, wzdrygnął się widząc obrzydzenie, na kamiennym obliczu.
Maleńki kawałeczek jego duszy wyrwało z brutalną siłą. Przecież wie… nie ma prawa spodziewać się czegoś innego. Tylko, że ból odrzucenia, zranienia i beznadziei nie zelżał z tego powodu.
– Jak to się mówi: gdzieś na świecie jest po piątej – wydusił, wzruszając ramieniem, znów pijąc. Choć tak naprawdę chciało mu się po prostu płakać. Czemu nikt mu nie powiedział, że miłość to taki brutalny biznes? Cokolwiek Connor miał mu do powiedzenia, rozerwie jego serce na strzępy. Co do tego mógł mieć stuprocentową pewność. Gość skrzywił się nieprzyjemnie i z ramionami zaplecionymi na szerokiej piersi, znów wbił w niego nienawistne spojrzenie.
– Mówią też, że alkohol nie rozwiązuje problemów… – zauważył ironicznie.
– Mleko też nie – zripostował Cory, zanim zdołał się powstrzymać. Twarz Connora ponownie zmieniała się w bez emocjonalną maskę.
– Często masz w zwyczaju zaczynać pracę na rauszu?
– W ogóle nie muszę dziś iść do pracy. Jest sobota i choć nie jestem takim maniakiem pracy jak ty, zdarza mi się pracować w dni wolne. Nie czynię jednak z tego reguły – skwitował obojętnie, na serio wkurzony sugestią. Chciałby móc odwrócić się na pięcie i odejść zamiast wdawać się w tę bezsensowną dyskusję, ale nie mógł. Był u siebie i po raz pierwszy w życiu, nie dawało mu to przewagi, wręcz czuł się uwięziony. A przecież do cholery był na swoim gruncie!
Connor pominął milczeniem osobistą wycieczkę Cory'ego z drwiną podśmiechując się pod nosem.
Długi skurcz żołądka, sprawił, że Cory pożałował picia. Miał dość tej niepewności.
– Czego ode mnie chcesz? – Naskoczył na stojącego w jego kuchni mężczyznę, ostrzej niż zamierzał, ale nie mógł już nad sobą za panować. Connor w jasnożółtym pomieszczeniu wprost wyglądał nie na miejscu. Z jego ciemną karnacją i kolorystyką wręcz odstawał.
Szef PR uśmiechnął się nieprzyjemnie.
– Jesteś mi coś winien.
– O nie… – Cory pokręcił głową i zaczął się wycofywać z kuchni. Potrzebował więcej przestrzeni, aby choć spróbować się bronić. – Zapłaciłem za prawo do twoich pocałunków. Nic ci nie jestem winien.
– Myślisz, że długo zajęło mi dowiedzenie się, że to ty wrobiłeś mnie w stanie tam? – Connor ruszył za nim, praktycznie taranując go i spychając w głąb salonu.
Cory chciał stawić mu czoła, naprawdę chciał, ale jego kolana groziły poddaniem się, a nerwy praktycznie iskrzyły mu w głowie. Szybko i zdecydowanie stanął tak, aby rozdzielał ich stolik do kawy. Złudne to było poczucie bezpieczeństwa, ale potrzebował chwili żeby wziąć się w garść i skompromitować.
– Ktoś musiał tam stanąć. – Wzruszył ramionami, jednocześnie nerwowo przełykając ślinę. Mężczyzna naprzeciwko niego, był niebezpieczny… i seksi.
– Wykorzystałeś mnie, a to nigdy nie kończy się dobrze. Powinieneś liczyć się z konsekwencjami. Zapłacisz mi za to. – Mężczyzna wymierzył w niego palcem, a jego groźny ton, praktycznie chwycił Cory'ego za gardło i ścisnął boleśnie. – Wiem też dlaczego to zrobiłeś, desperacie – parsknął z obrzydzeniem.
Cory zamknął oczy na ułamek sekundy przełykając łzy upokorzenia. Nie zamierzał się tłumaczyć ani usprawiedliwiać. Zdecydowany był przyjąć karę, na którą sobie zasłużył, ale Connor nie zmusi go do uspra
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora