Brzydale
Dziadkowi wpatrzonemu w cycuchy podryguje lewa noga, jakby siedział w kącie na wiejskiej zabawie i podobała mu się muzyka.
– Brzydka gęba, dobra dupa – mruczy pod nosem.
– Dziadek, bądź miły – mówię.
Nalewam nam herbaty. Olka odchodzi.
– Nie jesz z nami? – pytam.
– Nie jestem głodna.
Skacze przez ogród jak sprężynka, kręci tyłeczkiem. Oliwkowa skóra nóg lśni od balsamu.
Celem jest huśtawka, tak myślałem.
Olka siada na plecionym siedzeniu i odrywa nogi od ziemi. Z jej perspektywy musimy wyglądać jak tych dwóch dziadków na balkonie w „Muppetach”, wpatrzeni w nią jak psiaki w boczek.
Dziadka hipnotyzują jej błyszczące w słońcu nogi. Nie trafia widelcem do ust i jajecznica spada z pacnięciem na stół.
– Czy towarzystwo Grand Józka mnie postarza, Frikuś? – pytam.
– Zdecydowanie.
– Wiedziałem. Dziadek, jedz ładnie. Dziś sobota. Po śniadaniu odpoczniemy, wypijemy kawę i zabierzemy się za ćwiczenia.
– Dobra Dupa – mówi dziadek.
Olka się uśmiecha.
– Na bank poćwiczy z nami – mówię. – Nie wstawaj, dziadek.
Już skończył śniadanie, już chce poćwiczyć z Olką. Powstrzymuję go i wkładam widelec do ręki.
– Skończmy najpierw śniadanie – mówię.
Olka się buja i nęci, a kiedy Józek nie patrzy, rozchyla nogi. Nic nie widać z tak daleka i ma spodenki, ale to przekaz do mojej wyobraźni.
– Brzydale! Brzydale! – Znowu ten dzieciak.
– Bubububububu...!
– He, he, he, cicho, dziadek – mówię.
– Bu, bu, bu! – woła dzieciak.
– Morda, kundlu!
– Dziadek, to tylko dziecko.
Przeprosiłbym sąsiadów za Józka, ale najwyraźniej nazywają nas brzydalami przy dzieciaku i pozwalają nas wyzywać, więc mam to w nosie. Chociaż może by się zastanowili nad sobą, gdybyśmy zrobili pierwszy krok?
Gówniarz sobie poszedł. Czas na gimnastykę na trawie. Olka, jak Chodakowska, ale brzydsza i z większą dupą, pokazuje przed nami, my za nią powtarzamy. Wypina nam dupsko przed oczami i nie zdaje sobie sprawy, że przegięła. Nie ma majtek i widać jej psiochę, kiedy się pochyla, a niżej w tle dyndają piersi, bo duża koszulka luźno zwisa i niczego nie zasłania.
Dobrze, że sąsiedzi jej tutaj nie widzą, tylko trochę mnie i dziadka.
Grand Józek ślini się i pochyla pokracznie, nieudolnie naśladuje Olkę, byle tylko patrzeć. I fajka mu stoi, tak na sześćdziesiąt procent, oceniając w ruchu i przez spodnie.
– Kończymy gimnastykę – mówię.
– Co ty? Dopiero rozgrzewka. – Olka się rozpromienia.
– Wszystko ci widać, pasztecie.
– Dobra dupa.
– Prawda, dziadek? – Olka się cieszy.
Rozbawione babsko patrzy na moje krocze i na zgiętego dziadka, który próbuje ściągnąć spodnie.
– A teraz Grand Józek cię wygrzmoci – mówię.
Olka się śmieje i ucieka do domu, a ja powstrzymuję Józka i podciągam mu portki z powrotem.
Nie podoba mu się to. Wyrywa się i unosi pięści.
– Stawaj! Stawaj, mówię! – krzyczy.
Zaczynam się śmiać. Co za obrazek. U mnie erekcja opada, u chorego na Alzheimera dziadka ma się dobrze. I bić się mamy. Ja trzydzieści lat, on sto pięćdziesiąt.
– No nie będziemy tu teraz walczyć o babę. Leć dziadek za nią, ustępuję pola.
Oficjalnie się odsuwam. Wolę, żeby robił porutę w domu.