Brzemię
Vlad zastygł porażony nagłym odkryciem. Bezgłośnie uniósł kuszę i dotknął końcem bełtu niewinnego karku dziewczyny.
- Odwróć się – nakazał. – Bardzo powoli…
Letycja odwróciła się do niego. Teraz końcówka strzały znalazła się pomiędzy jej przecudnymi piersiami.
- Panie..? – wyszeptała zbielałymi ze zgrozy ustami.
- Chcę zobaczyć twoje dłonie! – Rozkazał Vlad – Jeden fałszywy ruch, a przeszyję twoje cudne ciałko! Nie żartuję!
Dziewczyna mieniła się na twarzy. Vladimir był prawie pewien, że zdemaskował Babę, dlatego sprężył się wewnętrznie w przygotowaniu na cios.
- Twoje ręce! – powtórzył tonem nie znoszącym sprzeciwu, mocniej przyciskając kuszę.
Letycja wysunęła przed siebie obie dłonie: powykręcane i pokryte plamami wątrobowymi, o żółtych, wyszczerbionych paznokciach. W tej samej chwili błyskawicznie sięgnęła za siebie i rzuciła we Vlada garnczkiem pełnym wrzącego naparu. W ułamku sekundy wykonał unik i naczynie trafiło go w ramię.
- Auuu! – zawył Vladimir – Dlaczego to zawsze musi być wrzątek?!!
Miał szczęście, bo tylko niewielka ilość gorącego płynu trafiła go w twarz. Gdyby czarownica zdołała go oślepić, byłoby po nim. Opanował się błyskawicznie i pociągnął za spust. Czarownica była jednak szybsza: wywinęła się jak łasica i w drugim kącie izby zaczęła szybko zmieniać postać. Nie mogła dłużej trwonić energii na udawanie piękności: w sekundę pomarszczyła się i zapadła w sobie, stając się odrażającą Babą, którą zapamiętał z Zamku. Jednocześnie otoczyła się kręgiem mocy, sypiąc wokół siebie pył ze sproszkowanych kości i kredy.
- Precz! – warknęła do Vladimira, celując w niego zakrzywionym palcem – Bo zmienię cię w kozła i przywiążę na noc do drzewa! Wilki będą miały ucztowanie!
- Chciałabyś! – odkrzyknął Vlad w odpowiedzi – Ale bez kostura masz tylko połowę swej mocy. Nawet siebie nie byłaś w stanie odmienić do końca. Chociaż ta sztuczka z rękami była niezła… Dłonie za oczy? Nie wpadłbym na to, gdyby nie te głupie rękawy…
- Odejdź czardzieju, nie chcę cię skrzywdzić!
- Wiesz, że nie możesz – Vlad nie był tego wcale pewien, ale grał na zwłokę, zbierając siły przed ostatecznym atakiem. – Bez kostura, mocy wystarcza ci jedynie na tyle, by się bronić. A ja z łatwością pokonam twój krąg.
- Precz!!! – Baba zakrzyknęła tak wielkim głosem, że ściany chaty zadrżały i przygasł ogień na palenisku. Otaczający ją magiczny krąg rozjarzył się i nawet z odległości kilku metrów Vlad poczuł jego odpychającą moc.
Vladimir zebrał wszystkie siły i zacisnął dłoń na amulecie.
- W imię prawa nadanego mi przez Boga i Króla, nakazuję ci Babo – poddać się!
- Nigdy! – odkrzyknęła Baba w odpowiedzi.
Czardziej zaczął wypowiadać znane tylko sobie zaklęcia, coraz szybciej i coraz głośniej. Baba w drugim kącie izby robiła to samo, usiłując wzmocnić krąg. Coś zaczęło wzbierać w ciasnej izbie, jakaś nieznana, nieziemska siła. Postać czardzieja pojaśniała, pałając błękitnym światłem, w jego szatach trzaskały drobne iskierki, naelektryzowane włosy na muskularnych przedramionach stanęły sztorcem. Powietrze pachniało ozonem, jak podczas bardzo silnej burzy. Uniósł ramię uzbrojone w kuszę, czując pod drugą ręką gorejącą moc amuletu. Przez jego ciało przebiegła zielonkawa błyskawica i jednocześnie w chacie powiał wiatr – wiatr tak silny, że zdmuchnął zioła suszące się pod sufitem, flaszki z miksturami i żarzące się drewienka z paleniska. W izbie czarownicy zapanowało istne pandemonium: przeróżne przedmioty krążyły w powietrzu, porwane wyzwoloną przez czardzieja trąbą powietrzną. Kiedy tornado dotknęło ochronnego kręgu rozległ się huk, jak trzask pioruna i w następnej sekundzie magiczny proszek rozwiał się po całej chacie, tracąc swą moc.