Brzemię
- Ktoś ty? – warknął, wymierzając w głowę dziewczyny – Gdzie jest Baba?
Drewienka na palenisku buchnęły jasnym płomieniem i w niskiej izbie powidniało. Vlad zobaczył nieznajomą w całej krasie: bardzo jasne, prawie białe włosy spływały dziewczynie do pasa, opływając wdzięczną falą cudną postać. Miała na sobie ciemnozieloną suknię z rozcięciem na piersi, przez które wyzierały śnieżnobiałe bliźniacze półkule. Delikatna twarz i jasne czoło tchnęły niewinnym pięknem.
- Baba? – dziewczę zaśmiało się dźwięcznie – Jaka Baba? Jestem Letycja, zielarka i zaręczam cię, że nie ma tu nikogo, poza mną.
- Zielarka mówisz? – Vladimir nie opuszczając kuszy, obrzucił czujnym spojrzeniem wnętrze chaty.
Izba wyglądała jak typowa siedziba Baby… albo zielarki. We wszystkich kątach suszyły się zioła, mchy, grzyby i inne paskudztwa. Na półkach stały flaszki i słoje, o których bał się myśleć, co zawierały. Kociołek i palenisko też wydawały się zwyczajne. Izba była zbyt ciasna, by ktokolwiek mógł się ukryć w środku – przynajmniej na pierwszy rzut oka.
- Ano, zielarka – potwierdziła piękna dziewczyna. – Czego ci potrzeba, panie? Maści na wrzody, miodu na kaszel? Czegoś, co wzmocni twe – zapewne i tak niebywałe – męskie siły? A może napoju miłosnego?
- Kpisz sobie?? – warknął Vlad, okrążając stół i zbliżając się do dziewczyny – Baba schroniła się tutaj, widziałem ślady. Myślisz, że niby jak trafiłem tu z miasteczka?
Letycja cofnęła się o krok, ukryła dłonie w obszernych rękawach sukni.
- Ślady są, nie przeczę! – zawołała przestraszona – Ale moje! Byłam w miasteczku i jeśli kupienie paru flaszek bimbru jest przestępstwem, to jestem winna… Niektóre mikstury przyrządzić można jedynie z mocnym alkoholem…
Vlad złapał dziewczynę za delikatne gardło i przyparł do ściany chaty.
- Łżesz kobieto! – spojrzał jej prosto w oczy. Po chwili odwrócił wzrok, a potem spojrzał raz jeszcze.
Nie, to nie możliwe. Baby słynęły z tego, że potrafiły zmieniać postać, ale nawet najpotężniejsza czarownica nie mogła odmienić swych źrenic. Tymczasem roziskrzone ciemnobłękitne oczy Letycji pałały jak dwie gwiazdy – czyste i niewinne.
- Panie, mój panie..! – Letycja zalewała się gorącymi łzami – Nie krzywdź, mnie proszę! Zrobię wszystko, co zechcesz…
Vladimir powoli odwrócił twarz. Zaciśnięta na szyi dziewczyny ręka zwiotczała i opadła.
- Niczego od ciebie nie chcę, dziewczyno – burknął zakłopotany. – Szukam Baby, która szkodziła na Zamku i wiem, że ona gdzieś tutaj jest.
Letycja zachwiała się, ale udało jej się nie upaść. Vlad starał się nie patrzeć na jej ponętne ciało, drżące piersi, prawie całe widoczne w wycięciu sukni. Była taka piękna! Jak mógł pomyśleć, że to cudne zjawisko było pokręconą staruchą, której w Zamkowej sieni połamał kostur?
- Odpocznij, panie. Na pewno jesteś zmęczony. Przygotuję dla ciebie mój najlepszy napar – przemówiła zielarka drżącym głosem. – Czarownica – jeśli jest gdzieś niedaleko – na pewno się znajdzie…
W drodze przez izbę przeszła tak blisko Vlada, że otarła się o niego całym ciałem. Zadrżał. Był czardziejem, ale przede wszystkim był mężczyzną. Półnaga piękność krzątająca się w mrocznej izbie przyprawiała go o przyspieszone bicie serca. Stanął za dziewczyną, patrząc jak nalewa wrzątku z kociołka do mniejszego garnczka, sypie jakieś sproszkowane zioła. Miał ochotę niespodziewanie objąć rękami jej smukłą kibić, kiedy zajęta była mieszaniem. Przeszkadzały jej w tej czynności niezwykle obszerne rękawy sukni – nieco dziwny strój, jak dla zielarki…