Brzemię
W jednej chwili wszystkie wirujące w powietrzu przedmioty spadły na ziemię w brzęku tłuczonego szkła. Magiczny krąg przestał istnieć, a Baba pokonana i bezsilna leżała na ziemi jak kupka wymiętych szmat. Vladimir zbliżył się chwiejnie. Całe jego ciało spływało potem, gasił dłońmi tlejące gdzie niegdzie ubranie. Końcem buta ostrożnie przewrócił czarownicę na wznak. Żyła, z trudem chwytając powietrze w szeroko otwarte, bezzębne usta. Nie miała w sobie dość siły, by otworzyć tonące w sieci zmarszczek oczy.
- Nie wiesz, co on zrobił… - odezwała się z ziemi starucha tak słabym głosem, że Vladimir musiał przy niej uklęknąć – Zasłużył na karę.
- Kto taki? Książę Leszko? Więc przyznajesz, że zatrułaś jego wino, pozbawiając go tym samym jego męskich sił i skwasiłaś mleko wszystkim krowom? – zapytał Vlad, ocierając pot z czoła.
- Tak… - westchnęła Baba przeciągle – Ale ten czarci pomiot sobie na to zasłużył.
- Bez urazy, Babo, ale nie obchodzi mnie co zrobił książę Leszko. To za twoją głowę wyznaczono nagrodę i jak sama właśnie przyznałaś – nie bezpodstawnie.
- Pohańbił swoją własną córkę… - czarownica jakby go nie usłyszała – Jej piastunka posłała po mnie…
Vladimir poznał córkę Leszka – małą, najwyżej trzynastoletnią, mizerną i wyglądającą na zahukaną dziewuszkę. Wzdrygnął się mimowolnie.
- Posłuchaj, wiedźmo – odezwał się nagle rozeźlony. – Nie mam zamiaru tego słuchać. Wstawaj, zabieram cię do miasteczka. Już tam cię osądzą.
Zaczął końcem buta poszturchiwać postękującą Babę, ponaglając ją do wyjścia. Dopiero po dłuższej chwili starucha zdołała usiąść. Otworzyła zaczerwienione oczy i posłała Vladimirowi przeciągłe spojrzenie.
- Masz chociaż krztynę sumienia, czardzieju? – zapytała skrzypiącym głosem.
- Za samo uczenie zwierząt ludzkiej mowy należy ci się śmierć! – warknął Vlad w odpowiedzi – Nie ty będziesz mnie uczyła moralności!
- Wiem, że nie uniknę kary! – Baba podniosła się na klęczki – Ale powiedz: jaką masz mnie dostarczyć na Zamek? Żywą, czy martwą?
Vladimir wzruszył ramionami.
- Żywą lub martwą – stwierdził.
Czarownica przymknęła oczy i uśmiechnęła się.
- Wyświadcz mi więc przysługę, czardzieju i zabij mnie. Na Zamku czekają mnie tortury i stos. Myśl o mnie co chcesz, ale nie zasłużyłam na taki los. Przez te wszystkie lata pomogłam większej ilości ludzi, niż ty kiedykolwiek widziałeś na oczy.
- Ejże, wiedźmo! Nie pouczaj mnie! – syknął Vlad rozzłoszczony. Dlaczego wszyscy zmówili się, żeby go nawracać? Najpierw wiewiórka, teraz ta odrażająca Baba…
- To jak będzie? – drążyła czarownica – Została w tobie jakaś resztka ludzkich uczuć?
Vladimir zastanowił się głęboko. W sumie nie miałby nic przeciwko temu, żeby zobaczyć skwierczący tłuszcz tej starej jędzy, z drugiej strony jednak… Stanęła mu przed oczyma córka Leszka i to pomogło mu podjąć decyzję.
- Mnie tam wszystko jedno! – rzucił, wzruszając ramionami – Wstawaj, załatwimy to szybko!
Czarownica stękając i pojękując, z trudem podniosła się na nogi. Vladimir dopiero teraz zobaczył, jak wiekowa była, a może to brak mocy tak ją postarzał? Zgięta we dwoje, pomarszczona i siwa, starucha wyglądała jak chodzący trup. Mimo to, próbowała wyprostować się dumnie, kiedy Vlad wymierzył w jej zapadniętą pierś.
- Celuj dobrze, czardzieju! – zawołała, rozkładając ramiona – Żebym się nie musiała za długo męczyć…
- Bądź spokojna… - mruknął Vlad, zaciskając usta.
W tej samej chwili Baba odmieniła się ostatni raz i stanęła przed nim wysoka, naga i piękna. W ułamku sekundy, zanim strzała zdążyła przeszyć jej serce, posłała Vladimirowi całusa: