Bogowie wojny. Część 2
- Rzeźnik, tu Jacques. Gdzie ona jest? – funkcjonariusz DGSE wykorzystał fakt, że zwolniła się częstotliwość. Błąd. Legioniści zachowywali większą dyscyplinę. Może jednak nie jest z Sernice Action?, przyszło do głowy Masakrze.
- Jacques, nie teraz. Ranni nie mogą chodzić. Odsyłam ich w eskorcie dwóch. Masakra, coś nowego?
Trzask.
- Rzeźnik, co z rannymi? Gdzie kobieta? – Znowu Jacques.
- Masakra – Rzeźnik najwyraźniej postanowił zignorować pytanie – kobieta jest najprawdopodobniej w budynku-3. Na mój rozkaz podejdźcie od północnego wschodu. My pokryjemy południowy-zachód i budynek-1.
Wy we dwójkę i my we dwójkę? Masakra zawahał się. Chujowa sprawa. Ale co robić?
Trzask, trzask – „zrozumiałem”.
- Rzeźnik, tu Jacques. Co z rannymi?
Ignorowanie tych pytań chyba spodobało się Rzeźnikowi, bo w odpowiedzi rzucił: - Jacques, tu Rzeźnik. Uruchomcie wszystkie samochody. Na mój rozkaz natychmiast macie ruszać.
- Zrozumiałem.
Znowu czekali. Chodziło o to, żeby ranni zakładnicy oddalili się możliwie daleko. Jak zawsze chodziło o minimalizację strat. Minimalizację, niekoniecznie o całkowite ich uniknięcie. Tak to już jest w życiu.
- Wszyscy, tu Rzeźnik. Włączyć podczerwień. Masakra, ruszajcie.
Trzask, trzask.
Każdy członek zespołu, a teraz i uwolnieni zakładnicy, miał przypiętą do ramienia lampę emitującą światło widziane tylko przez noktowizory. Masakra zerknął na Chaosa i zobaczył pulsujące światło. Dzięki temu szybciej mogli się zidentyfikować, zwłaszcza z dużej odległości. Wcześniej nie włączali lamp, bo przy prawdopodobieństwu bliskim zeru, wróg mógł jednak dysponować noktowizorem.
Masakra zerknął jeszcze do tyłu i w kilku miejscach zobaczył pulsujące światło. Potem spojrzał jeszcze raz na Chaosa. Kiwnęli sobie głowami, wstali i ruszyli.
Masakra stawiał każdy krok tak, jakby pod nogami miał szkło, które będzie chrzęścić. Już nie słyszał swojego serca. Teraz huczało mu w głowie, jak przelatujący obok helikopter. Jeszcze kilka kroków.
Karabin trzymał uniesiony, zwrócony w stronę w którą szedł. Na lewym ramieniu czuł dłoń Chaosa. Z prawej, na skraju pola widzenia widział jego rękę, w której trzymał wytłumiony pistolet.
Doszli do budynku-3. Ruszyli wzdłuż północno-wschodniej ściany. Masakra delikatnie stawiał stopy. Wstrzymał oddech i otworzył usta, żeby lepiej słyszeć. Mógł mieć tylko nadzieję, że Rzeźnik i inni osłaniają im tyły. Musiał patrzeć wyłącznie przed siebie.
Zbliżali się do rogu budynku. Z każdym krokiem byli coraz bliżej.
Problem w tym, że ich grupa obserwowała wszystkie strony budynku-3, oprócz tej, gdzie było wejście. Co jeśli ktoś czai się za rogiem?, pomyślał. Nie miał odpowiedzi, więc dał sobie spokój. Odsunął się za to o pół kroku od ściany. Przecież mógł zahaczyć o nią którąś częścią oporządzenia.
Jeszcze jeden krok. Oczy już bolały go od wpatrywania się w zielonkawy obraz wzmacniany przez noktowizor. Do tego pot zalewający oczy, spływający po plecach. Rękawiczki miał mokre jak wyjęte z wody. I powracające myśli: wiedzą o nas? Czekają? Już miał wyjrzeć za róg, kiedy usłyszał coś…
Nie wiedzą o nas! Ktoś sikał za rogiem. Prosto na ziemię. Dobrze, bo robił hałas. Teraz trzeba szybko. Wylot lufy skierował w dół i ostrożnie wyjrzał z zza rogu. Facet z „kałachem” – pewnie ten, którego widział Wąż – sikał i nie widział, ani wejścia do budynku-3, ani Masakry.