Golden American
- Co to ma kurwa być?! Nudzi się wam?!
- Dziadek luzuj, bo dostaniesz. Wypieprzaj, nie twój interes!
- O, młody gniewny. Tak, pomachaj mi jeszcze kosą przed nosem, na pewno wyjdzie Ci na zdrowie. Zostawcie psa. Już, bo się do źle skończy.
- Dziadek, nie słyszał? WypieaaaAAAAA!!!
- Posiedzisz i pogadamy. Rozerwij koszulkę i zatamuj krew i przestań ryczeć, rana nie jest głęboka. A nóż zachowam dla siebie, widać, że nie umiesz się nim obchodzić. Widzę, że prawdziwa męska przyjaźń, co? Kumpla już nie widać, ale przyznaję, takiego sprintu od dawna nie widziałem.
- Pojebie, daj mi spokój!!!
- Jak się nie uspokoisz, to będę cię musiał kopnąć. A trudniej się rozmawia z kimś, kto w głowie ma tylko swoje żałosne bóle. Kynos, chodź. Cały jesteś?
Mały twardziel. Masz mięska, przepraszam, że nie zobaczyłem od razu. Siadaj ze mną.
- Hau!
- Wygodnie ci, młody?
- Czego chcesz?!
- Pogadać, mówiłem. Po co było wam kopać biednego kalekę? Psa jeszcze? Sam widzisz, że nie przyniosło Ci to nic dobrego.
- To tylko jakiś jebany kundel, nudziło nam się, a śmiesznie skakał, więc go popędziliśmy, staruchu. Zaraz się kurwa wykrwawię!
- Nie wykrwawisz, znam się na tym, nie uszkodziłem nic. Sam się uszkodziłeś, było ci tak machać sprzętem? Ja Cię tylko lekko pchnąłem, sam się nadziałeś, bystrzaku.
Tylko kundel? W niejednym jest lepszy od Ciebie. Jest zwierzęciem, tak pewnie zaraz powiesz, no nie? I w tym jesteście tacy sami. Jesteśmy, ja nie jestem wyjątkiem. ty, on i ja latamy za tymi samymi potrzebami, potrzeba nam zaspokoić te same pragnienia, zachowujemy się podobnie. Różnice są nieznaczne. Ty kryjesz się swoją "ynteligencją", moralnością, gówno mnie obchodzi czym jeszcze. A sam jesteś takim kundlem. Powiem więcej, jesteś nawet gorszy. Udajesz, że nie jesteś zwierzątkiem, myślisz, że jesteś lepszy. Wyższy. Ostatni element łańcucha pokarmowego. Mały śmieciu... Nosisz się z kosą, bo tak naprawdę się boisz. Boisz się o swoje małe żałosne życie, boisz się, że nie dogodzisz dziewczynce, dlatego potrzeba ci takiego przedłużenia. Współczułbym Ci, gdyby nie fakt, że też jestem zwierzęciem. Psem, jak ty, jak Kynos.
Ale ja zdaję sobię z tego sprawę i nie kryję, że jestem nikim. Ty będziesz już zawsze myślał, że jesteś lepszy. Palisz?
- Nie pieprz, daj szluga.
- A za młody nie jesteś?
- Chuj ci do tego.
- Szacunku, jestem starszy. Nie rycz, lekko cię butem tylko trąciłem.
Ja zapalę, a Ty popatrzysz. Golden Americany, lubisz? Ja nie, ale innych nie mieli. Zapadła stacja benzynowa na środku pustyni, w sumie nic innego się nie spodziewałem. Pech, że akurat tu na siebie trafiliśmy, a teraz siedzimy na piasku jak eremici-żule. Ale wracając do sprawy.
Jesteś takim samym śmieciem jak my wszyscy tutaj. Nie ma sensu, żebyś dalej się męczył na świecie. I teraz pomimo wyzwisk trzęsiesz się ze strachu. Bo wiesz, ze mam rację, że jesteś malutki. Widzisz? To mój obrzyn, lupara włoska. Nic ci to nie mówi, nie musi, zaraz poczujesz. Lufa jest zimna, prawda? Ale ładnie przylega to twojego czoła. Jakbyś teraz przeżył, to miałbyś bliznę, na pamiątkę. Żebyś pamiętał o tej rozmowie i zmienił się. Odrodził, jak wolisz bawić się w nadęty poetyzm. Ale ty już teraz umierasz. Pamiętaj o mnie w przyszłym wcieleniu. Bo jak znów staniesz się taki jak teraz, to cię dorwę. Żegnaj, bezwartościowy śmieciu.
<klik!>
-Kynos, jedziemy piesku.
...
- Piter, znów się szwendałeś?! Gdzieś ty był, matka się już martwiła! I gdzieś się do cholery dorobił tej rany?
- Tato, przepraszam....