Bogowie i pionki, albo GAME (nie całkiem) OVER! (1)
- Pierwszy raz? - zapytał duchowy mistrz, odpowiednik katolickiego księdza.
- Co... Ja?
- A widzi pani w drzwiach kogoś innego?
Wbrew pozorom, uwaga ta nie była nawet w najmniejszym stopniu złośliwa. Rudowłosy i nieco otyły mistrz samym swoim widokiem wzbudzał sympatię, dodajmy jeszcze przyjazny uśmiech i zabawną, kwiecistą szatę, aby dopełnić tego milutkiego wrażenia, jakie zrobił na Kasandrze.
W dwudziestu rzędach ławek (po dziesięć z każdej strony), zasiadało jakieś pięćdziesiąt osób. Wszyscy uśmiechali się do Kasandry. Jak zauważyła studentka, każdy z nich miał w sobie coś ze szczęśliwego idioty.
Kasandra usiadła w ostatnim rzędzie po prawej stronie, głównie dlatego, że był on pusty. Raz się żyje, pomyślała, a jedno nabożeństwo jeszcze z żadnego ateisty nie zrobiło kretyna. Musiała się uspokoić, zanim wróci do akademika. Ochłonąć. Tak, to dobre miejsce.
***
- Koleżanki i koledzy... - zaczął duchowy mistrz. - Często ludzie pytają mnie, a po co to lustro. Na co nam to zwykłe, nieco obtłuczone zwierciadło. Otóż, powiem tak. Jak pewnie wiecie, w każdej Świątyni Nieskończoności jest umieszczone lustereczko.
Kasandra zaczęła się robić senna. Zapaliłaby papierosa, ale postanowiła, że przynajmniej w takim miejscu jak to... Nie, żeby miało ono dla niej jakąkolwiek duchową wartość, nie, nie... Że chociaż tutaj będzie przestrzegać zasad savoir-vivre'u. Wszak - nie jest sama na tym świecie. Zaczęła to dostrzegać dzięki Rafałowi. Rafał... Z oczu dziewczyny wypłynęły dwa potoki gorzkich łez.
- Gdy ustawimy dwa lustra naprzeciwko siebie, co pokaże każde z nich? Zapewne, srebrną farbę...
Parafianie zaczęli się śmiać. „Co ja tu, kurwa, robię?" - pomyślała Kasandra i zaczęła ryczeć jeszcze bardziej. Umiała płakać bezgłośnie. Nauczyła się tego, kiedy była jeszcze małą dziewczynką.
- ...Ale! Teoretycznie, powinny dać wrażenie nieskończoności. Lustro odbijające lustro. Wszystko. Cały ogrom niewiedzy... W lustrze możemy się przeglądać, ale czy dostrzeżemy w nim swoje prawdziwe ja? Otóż, powiem tak. Nie.
- To TAK, czy NIE? - wrzasnął ktoś z „widowni".
- Cicho, Rysiu, cicho. - zgasiła go jakaś kobieta.
- Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Prawdziwie możemy dostrzec samego siebie tylko w innym człowieku. Zwłaszcza w człowieku, na którym nam zależy.
Z niewiadomej przyczyny, mistrz spojrzał się na Kasandrę. Dziewczynę przeszedł dreszcz. Pomyślała o Rafale.
- Oko nie może zobaczyć samego siebie, lustro zaś nie ujrzy tego, co przedstawia. Umysł nie zrozumie swojej natury posługując się jedynie umysłem... A człowiek... Może poznać samego siebie, swoją naturę, jedynie w relacji z innym człowiekiem. Gdy kocha i jest kochany to wie, że jest zdolny do miłości. Gdy inni często proszą go poradę to wie, że jest kompetentny i ceniony przez ludzi. Gdy ludzie chcą z nim przebywać to wie, że jest osobą dobrą, dającą się lubić. Koleżanki i koledzy, nie jesteśmy bezludnymi wyspami. Bezludna wyspa zostanie zalana przez ocean, ale kontynent - przeżyje.
Kasandrę zaciekawił wywód mistrza, bardziej jednak z perspektywy filozoficznej, niż religijnej. Facet gadał całkiem do rzeczy.
- Tak jak lustro, w którym nic się nie odbija, tak samo człowiek, pozbawiony opinii i uczuć ze strony innych ludzi jest... Pusty. Jest przedmiotem.
Kasandrze zakręciło się w głowie. „Po cholerę tu przyszłam? Skretynieję! Oszaleję!" - myślała.
- My chcemy się nauczyć w pełni żyć. Dobrze żyć. Żyć pomimo niewiedzy i dzięki niewiedzy. Chcemy odebrać swoją lekcję tu, na Ziemi, aby przejść dalej... Gdziekolwiek to jest. Jakkolwiek to jest. Aby to zrobić, musimy wyzbyć się nienawiści, wyzbyć egoizmu, nabyć pokory i zaufania do siły wyższej. Gdziekolwiek ona jest. Jakakolwiek ona jest. Musimy pokochać w sobie człowieka i nauczyć się mu wybaczać ułomności. Musimy kochać innych ludzi. Bo w ostatecznym rozrachunku, ten, kto kocha, będzie szczęśliwy. Nawet, jeśli będzie w ciężkiej sytuacji, będzie miał tą odrobinę szczęścia. Miłość. Coś niezniszczalnego, co stanowi w nas... W nas... Przepraszam, telefon mi dzwoni.