Bezwartościowy człowiek
Uśmiechnęła się, a ja wziąłem jej dłonie i ucałowałem. Ona pocałowała moje łapska. Zawsze mnie to krępowało.
Pomyślałem o treści listu. Zostawiłem jej wszystko. O nic nie musi się martwić. Będzie mogła po mojej śmierci rozwinąć skrzydła. Lepiej późno, niż wcale.
A mimo to, czułem się winny, za tę moją ucieczkę na koniec.
‘Nie zniszczę Twojego małżeństwa, bo i tak jestem ponad tym. A że pragnę Ciebie? Najtrudniejsze w tej miłości jest wyzbycie się czysto ułomnych emocji, złości, zawłaszczania, czy stawiania w patowej sytuacji wyboru. Ja nie jestem wyborem, Wiktorze, ja jestem częścią. A Twoim wyborem jest albo być mężczyzną spełnionym, albo spalonym w tęsknocie za tym, co jest w Tobie.’
– Dobrze byłoby znowu być młodym, co Pierniczku?
– No, pięknie by było.
– Moglibyśmy wiele zrobić inaczej, lepiej.
– Wciąż mamy taką możliwość. Tylko nasze ciała się zestarzały. Jesteś w środku stara?
– Ani trochę.
– Ja też.
Patrzyła na mnie, uśmiechała się.
– Dobrze mieć takiego starego pryka.
– I taką pierdziochę.
W tej oszczędnej rozmowie widać było całe nasze wspólne życie. I jak mógłbym wcześniej spotkać się z Marią? Gdybym zrobił to choć raz, może zapragnąłbym wszystkiego i odszedł od rodziny? Mógłbym się nie powstrzymać.
– Źle się czujesz? – zapytała.
– Nie, dziewuszko, zamyśliłem się.
– Dobrze, idę się położyć. Nie siedź długo. Potrzebujesz dużo snu.
Wydawało mi się, że dobrze wiem, czego potrzebuję. Nic nie powiedziałem. Żonka wstała, pocałowała mnie w czoło, wyrzuciła fusy do śmietnika i włożyła kubek do zmywarki.
Zostałem sam ze swoimi wyrzutami sumienia. Mogłem jeszcze porzucić plan. Ale nie byłem w stanie. Tak bardzo ciągnęło mnie do Marii. To była ostatnia szansa, żeby z nią być.
***
Patrzyłem na dom, nie wiedziałem, że ostatni raz w życiu. Dopuszczałem tylko taką możliwość.
Wsiadłem do auta i ruszyłem.
– Kawalerski kawałek życia przede mną – powiedziałem do siebie.
Jechałem powoli. Miałem cały dzień przed sobą, chciałem spędzić go sam. Zrobić mini przerwę, między starym, a nowym życiem.
‘Bez Ciebie jestem tylko ciałem. Dlatego tak bardzo tęsknię. Celebruję wspomnienia. Co wieczór wracam do chwil z Tobą – u Ciebie w domu, kiedy kochając się pokazywałeś, co mam robić. Ależ mi było wstyd. Ty mnie otworzyłeś. Kiedy kochaliśmy się nad jeziorem w Budynach. Kiedy w folwarku, mimo kłótni i tak pożarłabym Cię w całości. Tak mnie napędzałeś… Kiedy nie pozwalałeś mi jeść słodyczy, bo to puste kalorie. Kiedy całowałeś moje stopy. Kiedy rano po pracy wpadałeś choć na chwilę by być ze mną… Rozpalałeś mnie do czerwoności. Kiedy kochaliśmy się w Twoim starym Mercedesie ze świeczką na komary na tylnej półce, a deszcz dudnił o dach...’
Czułem się cudownie lekki, świeży, naprawdę jak kawaler. Pojechałem na śniadanie, zjeść bez pośpiechu, wypić kawę, choć mi nie wolno, poczytać wiadomości na telefonie. Te smartfony to jednak świetny wynalazek. Cieszę się, że ich nie było, kiedy wychowywaliśmy dzieci.
Siedziałem w jasnym lokalu, leciała lekka jazzowa muzyka. Czas mnie nie gonił, nikt nie popędzał, nikt nie dzwonił. Kiedy zaczęły się problemy ze zdrowiem, w całości powierzyłem prowadzenie firmy synowi. Świetnie sobie radził. Tak to powinno wyglądać, syn powinien przejąć spuściznę ojca. Jestem z niego dumny.
Rozważałem, czy moja dziewuszka się odezwie, kiedy przeczyta list. Obstawiałem pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Pozwoliła mi zjeść śniadanie i zgłodnieć przed obiadem, na który wybrałem się do Tawerny Orłowskiej. Wcześniej zaliczyłem spacer po Skwerze Kościuszki i Bulwarze nadmorskim. Tak wolno, jak tylko się dało. Brakowało mi jedynie alkoholu na rozluźnienie przed spotkaniem z miłością mojego życia.