Bezwartościowy człowiek

Autor: BrunoKadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 1

– Uff, no, już, przechodź – szeptałem ciszej.

Dyszałem potwornie zmęczony i ciekaw, jak długo pociągnę. Miałem nadzieję, że nie spotka mnie coś takiego przy Marii. Chciałem się nią trochę nacieszyć. Wiedziałem, że będę musiał ją ostrzec. Tak będzie w porządku. Mogłaby mieć potem do mnie żal, że nie powiedziałem o swoim stanie, gdyby spotkało ją coś nieoczekiwanie niemiłego z mojej strony.

W końcu dźwignąłem się z krzesła i poszedłem do kuchni, nażłopać się kropli nasercowych. Pamiętam babcię, jak śmierdziała walerianą. Doiła takie krople jak prosięta maciorę i serce miała jak małolata. Zmarła na wątrobę. Od tych kropli pewnie.

Popiłem paskudztwo sokiem i usiadłem przy stole. Starałem się nie myśleć o jutrze. Musiałem być opanowany, wszystko robić powoli. Ciekaw byłem, czy kiedy zobaczę Marię, z miejsca padnę na deski. To by dopiero było romantyczne. Musiałem działać schematycznie i zachować spokój oszczędny w ruchach i uniesieniach. Nie jestem przecież gówniarzem, choć wiem, jak brzmi ta miłość.

Zacząłem myśleć o babci i wielu innych, którzy odeszli na starcie mojej drogi życiowej. Ile lat minęło od ich śmierci. Gdzie było teraz życie, które przeżyli, wspomnienia i namiętności? Gdzie wielkie plany?

 


Tak naprawdę mnie też już nie było. Mimo, że tkwiło we mnie jeszcze życie. Nawet te zapiski nie miały znaczenia. W końcu i tak kiedyś przepadną. Pojawiamy się i ulatujemy jak opar. Jesteśmy jak pył na wietrze, jak dym z cygara, który porywa wiatr i po chwili nie ma po nim śladu.

 


‘Chciałabym zamknąć oczy i poczuć namacalnie Twoją obecność, jak mnie wąchasz zachłannie. To było takie podniecające… Jesteś moją obsesją...’

 


– Co tak siedzisz Pierniczku?

Nie zauważyłem, że żonka weszła.

– A, tak sobie dumam.

– Napijesz się czegoś?

– Piję sok, dziękuję.

Wstawiła wodę, nasypała do kubka herbaty i czekała.

– Jak się czujesz? – zapytała.

– Świetnie, nic mi nie jest.

– Mhm. Nie wyglądasz dobrze.

Odsunęła drugie krzesło, usiadła i przyglądała mi się uważnie. To właśnie o tym pisałem wcześniej. Czułem się jak małpa, którą wszyscy oglądają.

– To pewnie przez to światło – powiedziałem.

– Nie, to nie przez światło. – Dotknęła mojego czoła, jak matka synka.

– Dziewuszko, proszę cię. Po prostu piję sok.

Delikatnie zabrałem jej dłoń, pocałowałem i odłożyłem na stół.

– Wziąłeś leki?

– Krople, przed chwilą.

Miałem świadomość, że to nasza ostatnia rozmowa. Musiałem ją pożegnać. Woda w czajniku zaczęła wrzeć i chciała wstać, ale ją ubiegłem. Zalałem herbatę i postawiłem przed nią.

– Chcesz cytryny, miodu? – zapytałem.

– Ksylitol wystarczy.

Usiadłem na swoim miejscu i tym razem ja obserwowałem uważnie.

– Dziękuję ci, moja dziewuszko – powiedziałem.

– Za co mi dziękujesz, Pierniczku?

Lubiłem jej poczciwą twarz.

– Spędziłaś ze mną życie, a mogłaś z kimś innym. Mogło wyglądać zupełnie inaczej.

Ucieszyła się na te słowa.

– To przecież dobre życie. Mówisz tak, jakbyśmy mieli po osiemdziesiąt lat, a nie sześćdziesiąt. Życie jeszcze się nie kończy.

– Nie kończy.

– Mogłam trafić gorzej, być nieszczęśliwa, a nie byłam. Niczego nie żałuję.

Pierwszy raz usłyszałem w jej głosie liczenie się z tym, że to jednak może być koniec. To dobrze.

– I tak ci dziękuję. I przepraszam, że nie potrafiłem spełnić twoich marzeń. Szczególnie tych, z których nie zdawałem sobie sprawy.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
BrunoKadyna
Użytkownik - BrunoKadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04