Bezwartościowy człowiek

Autor: BrunoKadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 1

– Tak mi ciebie brakowało. Żadne wspomnienie nie przekazuje twojej energii. Jesteś w każdym atomie mojego ciała, w każdej myśli i brakowało mi ciebie, moje ujście.

Jej słowa podniecały dodatkowo. I bez nich ciężko było powstrzymywać przełączenie myślenia na mniejszą głowę. Uśmiechnąłem się.

– O czym myślisz? – zapytała.

– Czuję się jak szczeniak. Nie wytrzymam długo, jeśli nie zdejmę z ciebie ubrań.

– Nie ma na co czekać.

No i jeszcze bardziej byłem ugotowany.

– Przestań, proszę.

– Sam zacząłeś. Pragnę cię mocniej, o ile to w ogóle możliwe, jak wtedy, kiedy widzieliśmy się u mnie pierwszy raz. Wysiadłeś ze swojego Mercedesa w krótkich spodenkach i w koszulce. Myślałam, że zjem cię w drzwiach, a ty wąchałeś mnie sycąc się zapachem.

– Wciąż tak pachniesz. Chodźmy do samochodu, muszę cię pocałować, bo zwariuję.

– W końcu.

 


Wybacz czytelniku tę cukierkowatość, ale tak to wyglądało. Może kiedy skończysz to czytać będziesz w stanie wyobrazić sobie, co teraz czułem. Całe życie marzyłem o chwili, kiedy się z nią spotkam, poczuję, a w rezultacie szybciej przez to umrę.

 


Nie pocałowaliśmy się od razu dlatego, że mieliśmy swoje lata i nie wypadało całować się publicznie, ale też odwlekaliśmy tę chwilę, żeby lepiej smakowała.

Doszliśmy do samochodu.

– No, ten Mercedes nie jest stary – Maria puściła oczko i niepostrzeżenie oszacowała wartość samochodu.

Uśmiechnąłem się i otworzyłem drzwi. Wsiadła zadowolona, starając się jeszcze dodać sobie klasy. Uważałem, że niepotrzebnie. W środku mościła się dyskretnie. Dobrze czuła się w luksusie, pasował do niej.

Całowaliśmy się długo, a ta rozgrzana kotka rozpuszczała mi się w ramionach. Ależ mi smakowała. Jej twarz, włosy, ciało, po którym przesuwał się materiał sukienki, były jak żywe dzieło sztuki, które pragnąłem posiąść bardziej, niż cokolwiek dotychczas. Niewiele brakowało, a wylądowalibyśmy na tylnej kanapie, jak dzieciaki.

– Jedźmy – powiedziała.

– Tak. Nie masz żadnych rzeczy?

– Ach, mam w samochodzie. Gdzieś tam zostawiłam tego grata. Co z nim zrobić, zabrać, porzucić?

Zapatrzyłem się w jej uśmiech, ależ byłem podniecony. Musiałem się trochę powiercić, żeby ułożyć to i owo.

– Zostawisz tutaj.

Wcisnąłem start, silnik zamruczał cicho, a Maria razem z nim. Podjechaliśmy pod jej Skodę i przełożyliśmy walizkę. Oczami wyobraźni widziałem nas już w folwarcznym pokoju.

W drodze słuchaliśmy Turnaua. W siebie zapatrzeni, jak śpiewał. Nie rozmawialiśmy. Trzymaliśmy się za ręce, coraz bardziej rozanieleni, coraz dalej od tych trzech dekad bez siebie, a bliżej naszej wspólnej przeszłości i przyszłości.

Pominę opis Budyn, folwarku i tego jak się poczuliśmy, kiedy tu dotarliśmy. Inaczej was zemdli, taki to był melodramat. Jeśli chodzi o samą miejscowość, była to mała wieś turystyczna na Pomorzu, nad sporym jeziorem Sterowe. Dookoła szumiały lasy i było pięknie.

Nawet nie wnieśliśmy bagaży, tylko szybko poszliśmy do pokoju, ugasić pożar. Bałem się trochę o swoją pompkę, ale dała radę. Bardziej wstydziłem się swojej nagości. Wyglądam jak okrągły kartofel z obwisłymi cyckami na chudych nogach. Figura jak u Gru, szefa Minionków.

Maria nie widziała tych mankamentów, a przynajmniej nie dała niczego po sobie poznać. Sama wyglądała idealnie, ciało jak wyrzeźbione przez artystę. Kiedy się kochaliśmy czułem się wspanialej, niż kiedy byliśmy młodzi. Pewnie przez te lata tęsknoty i głodu. Zachwycała się mną, jakbym był Adonisem. To podniecało jeszcze bardziej.

Po wszystkim leżeliśmy długo i rozmawialiśmy. Całe szczęście. Ten sflaczały, rozłażący się worek, moje serce, miał chwilę, żeby się uspokoić.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
BrunoKadyna
Użytkownik - BrunoKadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04