Ars moriendi
Pani Szejman postanowiła utrudnić mi zadanie, bo postanowiła odejść za pomocą „złotego strzału”. Chciała sprawdzić co te dzieci z dworca ZOO w tym widzą, nie zabijając się przy tym na raty, tylko raz i konkretnie. Utrudniało mi to zadanie w taki sposób, że dusza człowieka, który umarł będąc otumaniony, jest trochę przytępawa i może nie trafić tam gdzie trzeba. No i oczywiście może być bezbronna wobec wszelakich złych bytów.
Co prawda pani Szejman uważała że jedyne piekło jest tu na Ziemi i jako Żydowka wierzyła jedynie w Szeol, to jednak musiałem połączyć rytuały żydowskie z chrześcijańskimi. Muszę się pospieszyć, bo pani Szejman przestaje drgać...
***
Samochód sunął pustymi ulicami Białegostoku, a ja choć powinienem skupić się na kierownicy, myślami byłem gdzieś daleko, wśród wszelakich traktatów filozoficznych i teologicznych. Wtem ujrzałem ją, samotną postać stojącą na dachu bloku. Szybko skręciłem i zaparkowałem pod owym blokiem. Osiedle było puste, miasto pogrążone w śnie i nawet wiatr hulał gdzieś indziej za swoimi sprawami. Byłem jedynie ja i postać zadająca sobie hamletowe pytanie. Być może robiła to z powodu jakichś głupot, a może z powodu spraw nad którymi większość ludzi nigdy się nawet nie zastanawiała. Może zadawała sobie pytania, na które nie znajdziesz żadnej odpowiedzi, a prędzej zwariujesz. Nie pamiętam ile to już lat minęło od czasów, gdy byłem taki jak on i zaplatałem linę w hotelowym pokoju.
Nie krzyczałem „dawaj, skacz!”. Nie dzwoniłem też po policję, strażaków, czy pogotowie. To musiała być wyłącznie jego decyzja. Ja byłem jedynie biernym obserwatorem i świadkiem czegoś pięknego.
A jednak poleciał. Nie wiem, czy był to Ikar, marzyciel, czy zwykły frajer i desperat. Poleciał ku wieczności i odwiecznym tajemnicom. Jego ciało zaś wylądowało na samochodzie. Na szczęście nie moim.
Śmierć ogółem to dla mnie piękno absolutne, ale ja jestem artystą i czasem muszę poprawić jakiś szczegół. Założyłem rękawiczki i lekko zmieniłem u chłopaka położenie ręki, zamknąłem jedno oko, poczekałem chwilę aż więcej krwi wycieknie mu z ust i zrobiłem zdjęcie. Bezcenne. Unikatowe dzieło sztuki. Czysty realizm, choć w niektórych przypadkach ciała wyglądają iście kubistycznie.
***
Odkąd obcuję ze śmiercią, każde śniadanie smakuje mi tak, jakby to było ostatnie śniadanie w moim życiu. Tak samo jak kawa, którą popijałem czytując prasę. Pewien polityk się powiesił. Jeżeli to naprawdę było samobójstwo, niech żałuje, że nie wynajął mnie. Sprawiłbym, że z martwego polityka stałby się legendą. A jeszcze większą legendę mógłbym uczynić z Kurta Cobaina, czy Witkacego. Ale dość tych marzeń. Poranek powoli mijał, a ja miałem pracę do wykonania. Pan hrabia już dzwonił, że mu się lelki pod domem zbierają.