Amelia..... pełna wersja
-Czego? Przestań , wiesz , że tego pragnęłaś i ja też.
-To nie znaczy , że powinnam. Tomek proszę cię. Muszę wracać . Teściowa będzie zaraz po mnie dzwonić. Nie chcę się jej tłumaczyć.
-To się nie tłumacz. Jesteś dorosła . Zostań ze mną.
-Nie mogę.
-Dlaczego?
-Bo Cię kocham. O matko ja to powiedziałam???...,- Amelia wyrwała dłoń z jego uścisku odwróciła się i pobiegła w stronę parkingu
-Amelia???,- Tomasz wołał ją ,ale bez skutecznie. Znikła za blokiem. Na parkingu znalazła swoje auto. Nerwowo szukając kluczy wyrzuciła całą zawartość torby.
-Och!!!!...,- zabrzęczały gdzieś na dnie torby pomiędzy kalendarzem a pomadką do ust, której
Amelia i tak nie używała.-
-O są moje okulary do czytanie a tak ich szukałam ,ale gdzie te klucze?
-Są!!! -, wsiadła z wielką ulgą jakby zgubiła jakiegoś bandytę , który ją ścigał. Popatrzyła w
lusterko , zmierzyła się karcącym wzrokiem i już miała wydać wyrok, gdy ktoś zapukał do jej
okna .Odwróciła się powoli .
-Co Ty tu robisz?
-Nie mógł bym pozwolić Ci odjechać, nie po tym co powiedziałaś !!,- ujrzała pod swym oknem Tomasza z zmęczonego jakby biegł przez pół miasta.
-Ale ja nic nie powiedziałam!!!
-Amelia przestań , mam Ci to powtórzyć?
-Nie!!! , nie . Jadę do domu. Limit czasu wyczerpałam, teściowa już się pięć razy dobijała.
-Nie myśl o niej, pomyśl o nas...
-Tomaszu , ale nie ma żadnych nas. Wybacz. Muszę jechać.
-Słuchaj jakbyś kiedyś miała ochotę na kawę lub mnie za coś zrugać .Mój adres znasz.
-Nie wiem czy to dobry pomysł, ale dziękuję. ,-Amelia miała ochotę teraz rzucić wszystko i do niego jechać na kawę czy coś, ale w głębi serca wiedziała , że to mogłoby się kłopotliwie skończyć.
Odjechała. Stał taki zmachany jakby gonił stado owiec , albo coś gorszego. Amelia jechała prosto przez skrzyżowanie patrząc jakby w jakąś zupełnie inną dal. Po dwudziestu minutach dojechała, nie wiadomo jakim cudem, gdyż wydawała się w tym pojeździe być totalnie nie obecna. Jakoś dojechała. Wjechała na swoje podwórko . Doszła do schodów w milczeniu. Widziała jakby przez mgłę wrzeszczącą teściową, i totalny bałagan wewnątrz mieszkania. Ale to nic posprzątam , myślała w ferworze zadumy . Odprowadziła teściową do drzwi a raczej za drzwi. Zamykając je na klucz ,upewniając się żeby czasem ta kobieta nie wróciła .Podeszła do synka wzięła go na ręce i soczyście ucałowała. Usiadła z nim w salonie na kanapie. On gawędził do niej w sensie...”mamo...z naciskiem na „o”...tak jakby mamooo....coś w tym temacie .Amelia mało o nim pisała, chyba nie chciała go mieszać w show biznes . Synuś był bardzo mądry i śliczny .Szybko się znudził pieszczotami i poleciał do zabawek. A ona wstała nagle, i powędrowała do kuchni jak człowiek pierwotny przygarbiony, zamiatając rękami z maczugą po ziemi. Usiadła przy stole. .Nie , wstała nagle i podeszła do kuchennego blatu. Otworzyła szafkę po wyżej , wyjęła kubek,, z innej szafki wyjęła
puszkę na herbaty, dwie torebki naraz wrzuciła do kubka z napisem o ironio „ walcz o siebie..”
-dobrze ,że nie ...” kocham Cię....”,- wypaliła na głos....Przecież nie mogę no.... Czemu On tego nie rozumie?,- bawiła się włosami jakby stał przed nią...
- hm nie już nie Pan x tylko Tomasz. Mój drogi .- kontynuowała monolog
-Całujesz świetnie , ale zdecydowanie za krótko. Jejku co ja plotę.!! Chyba już ze świrowałam. ,- wzięła kubek z herbatą i powłóczyła się znowu jak znana nam osoba, do salonu , usiadła przy kominku.
-Uu zimno , trzeba napalić. ,- wrzuciła parę drewienek , podpaliła i ze skupieniem czekała aż się rozpali. Po chwili ujrzała piękny pomarańczowy płomień, albo coś w tym kolorze.
-Jest. Zaraz będzie cieplutko... Gdybym została co mogłoby się wydarzyć,- kontynuowała