Zwykli Ukraińcy mieli w Polsce ciężkie życie. Wywiad z Joanną Jax

Data: 2023-04-12 15:41:05 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 9 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

O dalszych losach bohaterów Sagi wołyńskiej, życiu Ukraińców na Ziemiach Odzyskanych i Wrocławiu końca lat 40. z Joanną Jax, autorką książki Na obcej ziemi. Nowe życie, rozmawia Marek Teler.

Obrazek w treści Zwykli Ukraińcy mieli w Polsce ciężkie życie. Wywiad z Joanną Jax [jpg]

Marek Teler: Nowe życie to pierwsza część Twojej nowej sagi Na obcej ziemi, a jednocześnie dalsze losy bohaterów z Sagi wołyńskiej. Od początku planowałaś opisać losy Wissariona, Nadii, Marcela i Marty w więcej niż trzech tomach czy pomysł ten pojawił się dopiero po sukcesie Sagi wołyńskiej?

Joanna Jax: Właściwie to było odwrotnie. Najpierw był pomysł, aby opisać życie na Ziemiach Odzyskanych po II wojnie światowej. Później jednak doszłam do wniosku, że muszę się cofnąć w czasie, aby ta opowieść była pełna i pozwoliła lepiej zrozumieć obecność na tych terenach mieszkańców Kresów czy Ukraińców.

M.T.: Akcja Nowego życia rozpoczyna się we Wrocławiu w 1947 r., czyli w roku rozpoczęcia akcji „Wisła”, masowych przesiedleń ukraińskiej ludności. W jakim momencie życia znajdujemy bohaterów serii?

J.J.: Moi bohaterowie przenoszą się do Wrocławia, ale każdy z nich niejako z innego powodu. Lemańscy czy Andrzej Osadkowski zmuszeni są opuścić Lwów po zajęciu go przez Sowietów, Wissarion i Stiepan zostają przesiedleni w ramach akcji „Wisła”, a Nadia udaje się tam wraz z małżonkiem, który zostaje oddelegowany do Wrocławia jako tak zwany sowietnik.

M.T.: W Nowym życiu opisujesz, jak bohaterowie Sagi wołyńskiej starają się ułożyć sobie życie na nowo po wojennej zawierusze, przede wszystkim zaś po rzezi wołyńskiej z 1943 r. Czy pamięć o wydarzeniach z Wołynia ma duży wpływ na ich dalszą egzystencję?

J.J.: Oczywiście, że ma wpływ. W każdym razie na tych, którzy podczas rzezi stracili kogoś bliskiego. Ukraińcy także nie mają lekkiego życia, ponieważ są pod lupą nowych władz, ludzie z Kresów Południowych pamiętają zaś o zbrodniach UPA i ukraińskich chłopów, dlatego traktują osoby tej narodowości z niechęcią. Co ciekawsze, z uwagi na śpiewny akcent i słownictwo Polacy również często uważani byli za Ukraińców.

M.T.: W Polsce doby stalinizmu zwalczano nie tylko polskie podziemie niepodległościowe, ale też pozostałych w kraju działaczy OUN-UPA – walka z nimi była zresztą oficjalnym celem akcji „Wisła”. Jak wielu pozostało ich na ziemiach polskich i czy faktycznie stanowili dla Polaków realne zagrożenie?

J.J.: Z tego co wiem, UPA nie miała zbyt dużych szans, żeby odrodzić się w takiej skali jak na terenie dawnych Kresów. W ramach akcji „Wisła” przesiedlono ok. 150 tysięcy osób. Wiele z nich trafiało najpierw do obozów filtracyjnych, między innymi do tego największego i okrytego złą sławą, znajdującego się w Jaworznie. Szacuje się, że wśród tej ogromnej liczby ludzi władzom udało się zatrzymać tylko kilkaset osób, które mogły mieć jakiś związek z ukraińskim podziemiem. Ludność pochodzenia ukraińskiego lub z rodzin mieszanych rozproszono i zakazano im zmieniać miejsce pobytu, jeżeli nie mieli żadnych zasług we współpracy z polskimi bądź sowieckimi władzami, a Urząd Bezpieczeństwa bezustannie ich inwigilował. 

W 1947 r. szeregi UPA były już mocno przetrzebione – pamiętajmy, że Istriebitielne Bataliony po śmierci generała Nikołaja Watutina zrobiły w tym środowisku prawdziwe spustoszenie. Ucierpieli zresztą wówczas także zwykli, niewinni Ukraińcy. Oczywiście, istnieli żołnierze UPA, którym udało się przejść przez akcję „Wisła” suchą nogą czy przedostać się z Ukrainy Zachodniej do Polski, ale większość z nich myślała raczej o ucieczce do amerykańskiej strefy wpływów. Najchętniej do Monachium, bo tam przebywał zwolniony z obozu koncentracyjnego Stepan Bandera. Członków UPA także nie obejmowała amnestia, tak jak działaczy polskiego podziemia, z uwagi na współpracę ukraińskich nacjonalistów z Trzecią Rzeszą. Co prawda niedobitki UPA liczyły, że uda się im odnowić działalność na terenie województwa olsztyńskiego, do którego trafiło wielu przesiedleńców z akcji „Wisła”, ale to się nie udało. Liczono bowiem na wsparcie ludności ukraińskiej, ale ta była już zmęczona partyzantami, ciągłym nękaniem i nie zamierzała pomagać swoim pobratymcom. 

Polacy także donosili władzom, gdy w ich okolicy pojawiali się „obcy”. 

W latach 1947–1949 w województwie olsztyńskim przed sądem stanęło ponad dwieście osób podejrzanych o działalność w ukraińskim podziemiu. Ilu tak naprawdę stanowiło zagrożenie, trudno oszacować, ponieważ wszyscy wiemy, jak działały wówczas sądy. Kilkanaście osób otrzymało karę śmierci, pozostali zaś wysokie wyroki więzienia. Oczywiście, w całej Polsce tropiono byłych członków UPA, najczęściej skutecznie.

M.T.: Zbrodnie dokonane przez OUN-UPA sprawiały, że Polacy odnosili się do mniejszości ukraińskiej z dużą niechęcią czy wręcz pogardą. Jak wyglądało życie Ukraińców na Ziemiach Odzyskanych i z jakimi przejawami dyskryminacji musieli się borykać?

J.J.: Na pewno patrzono im na ręce i często podejrzewano o spiski, co kończyło się donosami do Urzędu Bezpieczeństwa. Mieli także problem z kultywowaniem swojej wiary, która, jak wiadomo, nie była katolicka. Otrzymywali najgorsze gospodarstwa i ziemie, zdarzało się nawet, że kilku rodzinom przydzielano ten sam grunt czy dom. Budynki najczęściej były zdewastowane, z dziurawymi dachami, niekiedy w zupełnej ruinie. Było to jak najbardziej świadome działanie, rzekoma kara za popieranie ukraińskiego podziemia, co niewiele miało wspólnego z rzeczywistością. Zachowała się dyrektywa naczelnika Wydziału Osiedleńczego z województwa szczecińskiego, w której dopisano, by przesiedleńców z akcji „Wisła” umieszczać w gospodarstwach indywidualnych zniszczonych. Nie wspomnę już o zarządzeniach, by Ukraińców umieszczać w odległości minimum pięćdziesięciu kilometrów od granic lądowych, trzydzieści od morskiej i tyleż samo od dużych miast. Duże ośrodki były tylko dla zasłużonych Ukraińców, na przykład współpracujących z UB czy wcześniej z NKWD. W danej miejscowości ich liczba nie mogła przekroczyć dziesięciu procent ludności. Zwykli ludzie mieli naprawdę ciężkie życie w Polsce, ci cwańsi dostawali się do naszego kraju na fałszywych dokumentach, ponieważ uważali, że lepiej mieszkać w Polsce niż w Związku Radzieckim, mimo że ta została podnóżkiem Stalina.

M.T.: Nowe życie to nie tylko opowieść o Wissarionie, Nadii, Marcelu i Marcie, ale też o powojennym Wrocławiu, do którego masowo przyjeżdżają Polacy z różnych części kraju oraz wysiedleni mieszkańcy Kresów. Jak obraz tego miasta w latach 1947–1948 kreślisz na kartach swojej powieści?

J.J.: W pierwszych latach po wojnie nazywano Dolny Śląsk „Meksykiem”, „Dojnym Śląskiem” albo „Dzikim Zachodem”. Po oblężeniu Wrocław był zniszczony w siedemdziesięciu procentach. To, co się uchowało, rozgrabili Sowieci z trofiejnych brygad, resztą zajęli się szabrownicy i polskie władze. Był to czas, kiedy wszystkie siły były nakierowane na odbudowę stolicy. Tak więc cegły z rozbiórek, sztukaterie, ramy okienne, zabytkowe drzwi, a nawet maszyny poligraficzne wywożono do Warszawy. Zaraz po wojnie na placu Grunwaldzkim istniał bazar zwany szaberplacem, gdzie wymieniano znalezione czy też skradzione rzeczy na inne, bardziej potrzebne. Królował handel wymienny. Wielu przesiedleńców pochodziło ze wsi i gdy trafiali do dużego miasta, usiłowali żyć jak kiedyś. Hodowali drób w mieszkaniach, trzodę w komórkach i urządzali pikniki na skwerach. Ci, którzy przybyli tu ze zrujnowanej Warszawy, nie mogli do tego nawyknąć, jak również do mowy kresowej. Wszystko nosiło znamiona prowizorki – większe środki miasto otrzymało dopiero z okazji Wystawy Ziem Odzyskanych. 

M.T.: Podobnie jak w Sadze wołyńskiej i innych swoich powieściach dbasz o wiarygodne odwzorowanie realiów epoki i atmosfery tamtego okresu. Z jakich źródeł korzystałaś w pracy nad powieścią Nowe życie?

J.J.: Książki, artykuły, wspomnienia, prace doktorskie, biuletyny Rady Narodowej i numery gazety „Sobótka”. Prawdę mówiąc, spodziewałam się, że znajdę na ten temat mnóstwo literatury fachowej, ale wcale nie było tak łatwo. 

M.T.: Z czego Twoim zdaniem wynika tak duża popularność powieści historycznych, i z historią w tle, i czy chętnie sięgasz do tego typu literatury jako czytelniczka?

J.J.: Kiedy zaczynałam swoją przygodę z pisaniem, takie powieści wcale nie cieszyły się zbyt dużym zainteresowaniem. Nie wiem, dlaczego teraz mamy prawdziwy wysyp podobnych książek. Nawiasem mówiąc, wiele z nich nigdy nie powinno powstać albo należałoby je postawić na półce z napisem „fantasy”. Owszem, sięgam po takie powieści, ale zdecydowanie częściej po książki dokumentalne, biografie czy wspomnienia. Pamiętam do dziś powieść Łaskawe. Fabuła była dla mnie nie do przyjęcia z różnych względów, ale historycznie był to majstersztyk. I dlatego bardzo dobrze ją zapamiętałam, bo jednak ta warstwa faktograficzna miała dla mnie największe znaczenie.

M.T.: Jesteś autorką prawie czterdziestu bestsellerowych powieści, wydajesz kilka książek rocznie, a jednocześnie żywo angażujesz się między innymi w wolontariat w Fundacji dla Rodaka. Jakie są Twoje ulubione zajęcia i sposoby spędzania wolnego czasu, kiedy nie zajmujesz się pisaniem?

J.J.: W wolnym czasie uwielbiam podróżować za kółkiem, lubię też grafikę komputerową i dobre kino.

M.T.: Jak wspomniałem na początku, Nowe życie to pierwszy tom Twojej nowej sagi Na obcej ziemi. Czy zatem mogłabyś uchylić rąbka tajemnicy na temat swoich dalszych planów wydawniczych?

J.J.: Dwa kolejne tomy Na obcej ziemi i ten „rąbek tajemnicy” musi na tę chwilę wystarczyć. 

Książkę Nowe życie kupicie w księgarni inbook.pl

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Na obcej ziemi. Nowe życie
Joanna Jax5
Okładka książki -  Na obcej ziemi. Nowe życie

Poruszająca historia ludzi, którzy muszą zacząć budować swoje życie od nowa, w zupełnie nowym, nieznanym im miejscu. Po opuszczeniu Wołynia, Wissarion...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Kobiety naukowców
Aleksandra Glapa-Nowak
Kobiety naukowców
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Pokaż wszystkie recenzje