Zrób tak, żebyśmy nie przegrali. Fragment książki „Szepty ciemności"

Data: 2024-04-26 09:55:39 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 10 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Warszawa, lata 20.

Świat skurczył się do enklaw stłoczonych w zasięgu życiodajnego światła. Zwykła, dobrze znana ciemność stała się Ciemnością - nieznaną siłą spychającą ludzi w otchłań obłędu i sprowadzającą nieuchronną śmierć na każdego, kto wyjdzie poza obszar światła. Tuż obok śmiercionośnego niebezpieczeństwa nadal tętni życie. Niezmiennie pieniądze przechodzą z rąk do rąk, w knajpach strumieniami leje się zakazany koniak a w luksusowych burdelach czekają zupełnie inne przyjemności.

W tym świecie żyje Jerzy, weteran trzech wojen, alkoholik z zamiłowania i prywatny detektyw z konieczności. Poszukiwania zaginionej dziedziczki znakomitego rodu od początku wydawały się śliską sprawą. I najchętniej odmówiłby przyjęcia tego zlecenia, gdyby nie absurdalne wręcz wynagrodzenie. Strzeżcie się Greków, nawet gdy przynoszą dary . Jerzy powinien był o tym pamiętać.

Szepty ciemności Andrzej Pupin grafika promująca książkę

Do przeczytania powieści Szepty ciemności zaprasza Fabryka Słów. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach opublikowaliśmy premierowy fragment książki Szepty ciemności. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

 Ekipa od Salomona czekała u Junony. Ośmiu barczystych mężczyzn w szarych płaszczach, o powolnych, oszczędnych ruchach, charakteryzowała nonszalancja prawdziwych zabójców. Wszyscy byli weteranami Wielkiej Wojny oraz walk z bolszewikami. Uzbrojeni w niemieckie pistolety maszynowe MP-18 oraz granaty, mieli siłę ognia mocnego plutonu. Rozkazy rozumieli w mig. Jerzy znów poczuł się jak podczas bitwy. Adrenalina buzująca w żyłach przypomniała mu jak straszne i jednocześnie uzależniające jest to uczucie. Przyszedł czas na działanie. 

W dwóch, zaparkowanych pod kamienicą Jerzego, samochodach siedziało sześciu ludzi. Na widok uzbrojonego po zęby oddziału sięgnęli po pistolety. 

– Rzućcie broń i wysiądźcie z rękami do góry, to nikomu nic się nie stanie – krzyknął Jerzy. 

Agenci spojrzeli po sobie, jednak widok masywnych luf był bardzo przekonujący. Po chwili wszyscy byli rozbrojeni i skrępowani. Jeden z nich, starszy, łysy mężczyzna z podłużną bliznę biegnącą przez lewy policzek wysyczał: 

– Wiecie, z kim macie do czynienia? Jesteśmy pracownikami rządowymi. Wypuście nas i oddajcie tego typka. – Wskazał brodą na Jerzego. – Mamy nakaz aresztowania. To niebezpieczny zdrajca i przestępca. 

– Zamknij jadaczkę – odezwał się jeden z weteranów. – Gówno macie, a nie nakaz aresztowania. Od tego jest policja. Taki bajer to na Grójec. 

– Jak się kontaktujecie z waszą szefową? – Jerzy przerwał utarczki słowne. 

– Puszczamy sygnały dymne – zaśmiał się Jerzemu w twarz Łysol. – Chyba nie sądzisz, że ktokolwiek z nas coś ci powie? 

Przyjrzał się więźniom, szukając najsłabszego ogniwa. Niestety, agenci doskonale zdawali sobie sprawę, że skrzywdzenie któregokolwiek z nich uruchomi rządową machinę, która przetoczy się po sprawcach niczym walec. Z westchnieniem odpuścił dalsze przesłuchanie. 

– Niech dwóch z was pilnuje ich w moim biurze. Pod siódemką, drzwi są otwarte. – zadysponował po dłuższym namyśle. – Reszta niech czeka w samochodach. Jeśli zjawią się zmiennicy, załatwcie ich tak samo. Szczególnie zależy mi na pani porucznik. Śliczna blondynka, na pewno ją rozpoznacie. 

Po raz pierwszy od opuszczenia obozu Nocarzy miał chwilę czasu. Ruszył do okolicznych sklepików i punktów usługowych. Wszędzie solennie przepraszał i wyjaśniał powody inwazji bandziorów. Z każdą kolejną rozmową czuł się coraz bardziej zdziwiony. Nikt go nie osądzał, wręcz przeciwnie, oferowano mu pomoc i wsparcie w walce z najazdem. Wielokrotnie zaszkliły mu się oczy, gdy patrzył w zapracowane, szczere twarze mężczyzn i kobiet, którzy pomimo siniaków oraz zniszczonych wnętrz swoich biznesów stawali za nim murem. Dopiero u Moszego zupełnie się rozkleił. 

– Jerzy, ty nic się nie martw – Stary Żyd poklepał go po ramieniu. – My z Sarą już przyszykowaliśmy karabiny dla czterdziestu ludzi. Zgłosiło się więcej, ale sam rozumiesz. Moje magazyny nie są bez dna. 

Mosze miał złamany nos i pokryte licznymi szwami naderwane ucho. Sara wyglądała jeszcze gorzej. Piękne oczy pokrywała opuchlizna od brutalnych ciosów, ręce pokryte były licznymi krwiakami i siniakami, można było się domyśleć, że cała reszta nie wyglądała lepiej. 

– Sara, przepraszam, że cię to spotkało. – Nie mógł spojrzeć jej w oczy. Dopiero teraz dotarło do niego z całą mocą, jaką krzywdę wyrządził niewinnym mieszkańcom okolicy. – To moja wina. Takie rzeczy nie powinny się nigdy wydarzyć. 

– Panie kapitanie, niech pan nie przeprasza za bandytów. My jesteśmy twardzi, damy sobie radę. – Wreszcie odważył się podnieść oczy. – Wtedy nie byliśmy przygotowani, ale teraz damy tym łotrom taką nauczkę, na jaką zasługują. 

– Odechce im się rozrabiać na naszej ulicy. – Mosze z dumą patrzył na córkę. – Kocha ją pan? – spytała znienacka Sara.

– Proszę?

– Tę kobietę, o która wypytywali. 

– Saro, tak. Kocham ją bardziej niż swoje życie. Jednak nie mogę was narażać tylko dlatego, że ścigają ją prawdziwe potwory. 

– Jerzy, teraz ty mnie posłuchaj. – Mosze gładził brodę w zamyśleniu. – Jesteś dobry człowiek. Milcz, gdy mówi starszy i mądrzejszy. – Żyd przerwał stanowczym gestem próby oponowania przez Jerzego. – Jednak tu nie chodzi tylko o ciebie. Po raz pierwszy od lat zaatakowano całą tutejszą społeczność. Ludzie w takiej sytuacji mają tylko dwie drogi. Ulec, wierząc, że zamiast nich dotknie to tylko sąsiadów lub wspólnie stanąć do walki. Tutaj większość wybrała tę drugą opcję. Do obrony zgłosili się Polacy, Żydzi, Ukraińcy, Niemcy i nie uwierzysz, jedyny mieszkający tu Włoch. Nie możesz nam tego zabrać. Po prostu pomóż nam się zorganizować. 

– Co jeśli przegramy? Ile osób będę miał na sumieniu? 

– To zrób tak, żebyśmy nie przegrali. – Mosze poklepał go po ramieniu. – Jesteś kapitanem wojska polskiego, chyba tyle możemy od ciebie wymagać? 

Jerzy wrócił do biura. Dwaj mężczyźni uprzątnęli część bałaganu i przygotowali się na dłuższe oczekiwanie. Na ponownie postawionym biurku znajdowały się aromatycznie pachnące specjały zawinięte w przetłuszczoną gazetę, butelka piwa, kilka pudełek naboi oraz puste i częściowo załadowane magazynki. Jerzy skinął im głową i podszedł do telefonu. Książę odebrał od razu. 

– Udało ci się skontaktować z Dwójką? – zapytał z miejsca.

– Też się cieszę, że cię słyszę – odparł Jerzy ironicznie.

– Choć raz bądź poważny. To nie czas ani miejsce na wygłupy.

– Rozmawiałem z pułkownikiem, nie jest dobrze. – Postanowił nie znęcać się dłużej nad 
rozmówcą. – Jednak jest nadzieja. Schowaj się gdzieś na dwa miesiące. Jeśli wszystko dobrze pójdzie to wrócisz do gry. 

– Świetnie, po prostu cudownie. – Głos Księcia ociekał sarkazmem. – A jeśli pójdzie źle? – To zastanów się nad zmianą otoczenia. Niemcy czy Francja to dobra alternatywa.

– Bardzo zabawne, boki zrywać. Sam nie jesteś w lepszej sytuacji. Maciejewski ściąga ludzi, szykuje się większa awantura. Wie, że wróciłeś i nie zamierza się z tobą cackać. – Skąd wiesz? – Jerzy spoważniał.

– Mam mu dostarczyć dziesięciu ludzi. Wybranych i dowodzonych przez Bobra. Ten bydlak nawet się nie kryje, kogo u mnie ma. A ja nie mogę nic zrobić.

– Jakieś szczegóły?

– Wszyscy mają się zebrać w magazynach Maciejewskiego na godzinę przed Ciemnością. 

Przypuszczam, że chce zaatakować jak już zajdzie słońce.

– Na jego miejscu zrobiłbym podobnie. – Jerzy głęboko się zamyślił. – Wszyscy będą w domach, mniej funkcjonariuszy do przekupienia, same korzyści. Masz jakieś pojęcie, ilu ich może być? 

– Spytałem, czy mam dostarczyć jakiś transport. Odpowiedział mi, że nie, bo mają trzy ciężarówki. 

– Widzę, że nie straciłeś swojego instynktu – pochwalił Jerzy.– Trzy wozy to czterdziestu, pięćdziesięciu ludzi. Przynajmniej wiem, do czego się szykować. 

– Jeśli jakimś cudem cię nie dopadną, to pamiętaj, że Bóbr jest mój. – rzucił Książę na koniec. – Płacę tysiąc złotych, jeśli mi go dyskretnie dostarczysz. 

– Po raz kolejny powtarzam, że nie jestem najemnikiem. Swoje problemy załatwiaj sobie sam. 

– Dwa tysiące. Płacę gotówką. 

Weteran przywołał go gestem. Jerzy szybko zakończył rozmowę i wyjrzał zza okno. Z kolejnej rządowej limuzyny właśnie wyprowadzano pod bronią porucznik Anielę i jej kierowcę. Jerzy uśmiechnął się pod nosem, nie mogło to się zdarzyć w lepszym momencie. Po krótkiej chwili spoglądał w śliczne, rozgniewane oczy. 

– To zdrada! – krzyczała mu prosto w twarz. – Proszę natychmiast mnie wypuścić! 

– Anielo, moje złotko. – Postanowił ją sprowokować. – Nie jesteś w najlepszej pozycji do wydawania poleceń. Podobnie zresztą jak twój pseudo arystokratyczny szef. 

– Jak pan śmie! Nie ma pan pojęcia, z kim zadziera. 

– Obawiam się, że wiem aż za dobrze. – Rzucił na biurko zdjęcia dewiantów i ich ofiar. Fotografie rozsypały się po całej powierzchni. – Oto pani mocodawcy. Jeśli ktoś w tym pokoju jest zdrajcą, to jest nim pani. 

– Jest pan kompletnym głupcem – odparła już spokojnie, za to z głęboką pogardą. Mimo wszystko odwaga jej nie opuszczała. -. Nie upłynie wiele czasu, zanim zostanę uwolniona, a pan, z resztą tej hołoty, aresztowany. Ci ludzie mają bardzo długie ręce. Zwłaszcza pan Maciejewski. 

– Może tak, może nie – stwierdził Jerzy kąśliwie. – Właśnie odpowiedziała pani na pewną bardzo ważną kwestię. Skoro straszy mnie pani tym zboczeńcem, to znaczy, że akcja nie jest autoryzowana przez Dwójkę. A to znakomicie upraszcza sprawę. 

– Ty ośle... Ty kanalio!

– Umieśćcie panią porucznik z resztą jej elitarnego zespołu. – Wskazał na łazienkę. Wprawdzie jest tam trochę ciasno, ale dżentelmeni z pewnością zrobią nieco miejsca damie.

Gdyby wzrok Anieli mógł zabijać, Jerzy natychmiast padłby martwy. 

Powieść Szepty ciemności kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Szepty ciemności
Andrzej Pupin1
Okładka książki - Szepty ciemności

Ciemność nie wybacza. Warszawa, lata 20. Świat skurczył się do enklaw stłoczonych w zasięgu życiodajnego światła. Zwykła, dobrze znana ciemność stała...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Kobiety naukowców
Aleksandra Glapa-Nowak
Kobiety naukowców
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Pokaż wszystkie recenzje