W wieku 70 lat zmarł nagle w sobotę, w swoim mieszkaniu w Poznaniu, Wincenty Różański - poeta, przyjaciel Edwarda Stachury.
Różański uznawany jest przez wielu za jednego z najoryginalniejszych twórców, nigdy nie ulegającego prądom literackim, piszącego tak, "jak się oddycha". Ostatnim jego tomikiem są "Posrebrzane pola słów". W październiku ubiegłego roku, Różański obchodził w Bibliotece Raczyńskich w Poznaniu swój wieczór "70 wierszy na 70 - lecie".
- To był niezwykły wieczór - ludzie czytali jego 70 wierszy, bo On już nie mógł. I chcieli czytać dalej - powiedziała w sobotę wieczorem przyjaciółka zmarłego, Barbara Miczko z poznańskiego Radia Merkury.
Miczko przyjaźniła się z Różańskim od dziecka. - Mieszkał przy sąsiedniej ulicy. W jego rodzinie było kilkoro dzieci. Był bardzo żywiołowy, podobnie jak jego brat Hieronim - artysta malarz - wspomina dziennikarka.
Kiedyś - mówi Miczko - przyznał, że lubi chodzić do naszego dzikiego ogrodu, z domem w środku. - Mówił, że jego marzeniem jest położyć się pod jednym z drzew i zrywać nisko zwisające wiśnie - opowiada Miczko.
Jak powiedziała, poezja Różańskiego jest pełna "prostoty i wrażliwości". - Chyba tym zafascynował Stachurę. On (Różański - przyp. red.) był wiecznym dzieckiem, był tylko po to, by pisać wiersze. Do końca nie znał nawet wartości i roli pieniądza. Żywiołu, który go otaczał nie potrafił okiełznać - wspomina Miczko.
Na szczęście Różański miał blisko siebie ludzi, którzy cały czas rozciągali nad nim parasol ochronny. - W Poznaniu jest grupa ludzi, która zawsze wybaczała Witkowi nieporadności i pomagała mu - mówi dziennikarka Radia Merkury. Żal, że już odszedł od nas - dodała ze smutkiem.
Źródło: www.czytelnia.onet.pl